Ads 468x60px

Blogroll

Blogroll

Blogger news

About

Blogger templates

niedziela, 30 grudnia 2012

Wszędobylskie mikroby...

Rządzą:( I odpuścić nie chcą:/ Mąż zapalenie zatok, ja porządne przeziębienie na granicy grypy, Nadusia przeziębiona z potwornym kaszlem. Tylko Tati dzielnie się trzyma, choć nie do końca, bo marudna, płaczliwa, kupki brzydkie robi. Zapewne jej organizm broni się przed infekcją, ale coś jednak ją męczy, brzuszek nie tak pracuje...
Ja mam się leczyć domowymi sposobami, bo ponoć mamy karmiące tak muszą. I tak profanację czynię, bo gardło płuczę Hasco Septem, a na potworne bóle w kościach paracetamol łykam. Kaszel żyć mi nie daje. I brzydko powiem, że te domowe sposoby zwalczania infekcji można o kant d-y roztrząsnąć. One są i może dobre, jak człowiek ma możliwość zapakować zadek do łóżka pod ciepłą kołderkę i wypoczywać w ciągu dnia. Przy dwójce maluchów jest to zgoła niemożliwe. A do tego nocki zarywam, bo Nadunię trzeba do pół-siadu podnosić, by ataki kaszlu ją nie męczyły, a Tati średnio co pół godziny zalicza pobudkę, a płacz jej trudno ukoić. Tak sobie myślę, że może przyczyną są kolejne ząbki w drodze.
Ech... Zdrowie wracaj!

piątek, 28 grudnia 2012

Słów mi brakuje...

Jak krowie na rowie na drzwiach naszej przychodni jest napisane,  że dzieci i dorośli z "podejrzanymi krostkami" proszeni są o udanie się do izolatki i nie wchodzenie do poczekalni, gdzie czekają pozostali pacjenci. Dziś, gdy udaliśmy się na wizytę (obie dziewczynki tego wymagały) w poczekalni siedział chłopiec z rodzicami. Gdy wszedł do gabinetu już po chwili lekarka wyszła i zapytała, kto miał kontakt z owym chłopcem. Odpowiedziałam, że my, bo siedział z nami w poczekalni. Momentalnie kazała nam wejść do pomieszczenia obok i zamknąć drzwi, a pielęgniarce przynieść lampę antybakteryjną i ją podłączyć...

Okazało się, że matka owego chłopca, świadoma tego, że ma on ospę (w jego przedszkolu panuje epidemia), nie zastosowała się do poleceń i wprowadziła go do poczekalni, narażając tym samym dzieci tam czekające na złapanie owej choroby;/ Wg niej to żaden kłopot, bo przecież lepiej, jak dzieci przejdą "wiatrówkę" w okresie wczesnodziecięcym. Lekarka mnie troszkę nastraszyła, że bardzo prawdopodobne jest, iż dziewczynki zachorują, bo takie maluchy - szczególnie przeziębione i z osłabioną odpornością - łapią ospę znacznie szybciej;( Mamy czekać teraz trzy tygodnie i obserwować dziewczynki...
Musiałam odwołać plany sylwestrowe (mieliśmy spędzić ten wieczór z bratem i bratową, a oni mają dwójkę małych dzieci) i wizytę u chrześniaka D. Mały ma mieć w połowie stycznia usuwane migdały, więc nie zafunduję mu do tego jeszcze ryzyka choroby zakaźnej. 

Ludzka głupota nie zna granic:( 

środa, 26 grudnia 2012

Święta, święta i po świętach...

A u nas tradycyjnie... A więc chorobowo:/// Tuż przed wigilią rozchorował się D. Wczoraj gorączka i zapalenie krtani dopadło Nadusię. A dziś mnie zaczyna gardło palić żywym ogniem. Oby Tati się dzielnie trzymała...

To nasze piąte Święta Bożego Narodzenia jako małżeństwo i jeszcze ani razu nie udało nam się ich spędzić bez choróbsk:((( Zaczynam podejrzewać, że mój mąż specjalnie łapie choróbska właśnie na czas świąteczny, gdyż nie lubi tego całego świątecznego ferworu i gorączkowego szukania prezentów. Od niego zawsze się zaczyna. Przywlecze jakiegoś paskuda do domu, a my łapiemy od niego:( Mam wielką nadzieję, że jednak któregoś roku szczęście nam dopisze...

Czas miło spędzony, w gronie najbliższych osób. Gwiazdor uznał, iż dziewczynki są wyjątkowo grzecznymi dziećmi i obdarował je mnóstwem cudnych prezentów. I o ile Tati jeszcze nie jest świadoma magii podarunków, Nadusia zachwycona chodziła przez całe święta. Nawet ledwo żywa, z gorączką 38st.C, nie wypuszczała z rąk swoich nowych koników:) Jej radość i te żywe iskierki w oczach... 

Bezcenne:)

niedziela, 23 grudnia 2012

Dla tych, co jeszcze czasem tu zaglądają;)

Czasu brakuje mi nieustannie, zmęczenie częściej i mocniej daje się we znaki. Niestety jakoś nie po drodze mi do kompa, więc blog pajęczyną zarósł;/ Ale zapewniam. Jesteśmy, żyjemy:) I mamy się dobrze:) Teraz czas świąt [uwielbiam:)], mąż w domu będzie, więc i ja ciut oddechu złapię, wypocznę, to i może wenę złapię...

A tym czasem...


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Mikołaj nie istnieje!

W końcu naprawiono mi komputer. Psuł się ostatnio notorycznie paskud jeden, więc wymieniliśmy mu część bebechów, sformatowaliśmy i mam nadzieję, że w końcu przestanie sabotaże uskuteczniać! Ale do rzeczy...
  • Mikołaja nie ma mamo, ja dostaję prezenty od ludzi! - powiedziała mi Dusia tuż przed 6 grudnia;/
I zonk. Bo skąd niespełna 3 - letnie dziecko ma takie informacje???
Z TV niestety;( Staram się jak mogę, by Dusia jak najmniej spędzała czasu przed tym pudłem, ale nie ukrywam, że od czasu gdy zrobiło się zimno, buro i ponuro i spacery skróciły się do minimum, owo pudło częściej gra. Nie myślałam tylko, że dusiową wiarę w Mikołaja zniweczy stacja dla dzieci. Między bajkami puścili reklamę, w której kobieta przebiera się za Mikołaja i Nadusia już podchwyciła, że tak naprawdę to on NIE ISTNIEJE. A ja tak chciałam, by jak najdłużej zachowała swą dziecięcą wiarę w sympatycznego dziadka z białą brodą.
Szybka burza mózgów z D., co by tu zrobić, by przywrócić realność Mikołajowi. Wpadliśmy na pomysł, by razem z prezentem do bucików małej podrzucić do niej list od Mikołaja, w którym dziękuje on za przygotowanie bucików i zapowiada, że pod wieczór jedni i drudzy dziadkowie przyniosą resztę prezentów, które się nie zmieściły w jej maleńkich kozaczkach. Wieczorem napisałam ów list, pod nim narysowałam dziadka z białą brodą i wąsami, w czerwonej czapie i płaszczu...
6 grudnia wczesnym rankiem zadźwięczał dzwonek do drzwi. To dozorczyni przyniosła kartkę od czynszu (swoją drogą, kto to robi po 7.00 rano???), a ja zaraz po jej wizycie zajrzałam do pokoju Nadusi. Widzę, że się gramoli pod kołderką, niby oczka otwiera, ale chęci do wstania większych nie przejawia.
  • Kto przyszedł mamusiu?
  • To Mikołaj przyniósł prezenty! Nawet w moich i tatusia bucikach coś zostawił!
Byście musieli widzieć minę mojej córci. Oczy jak pięciozłotówki, uśmiech niedowierzania na ustach. I sprint na korytarz, by sprawdzić, czy aby jej nie oszukuję:) I radość ogromna, gdy zobaczyła podarunki:))) List był bardzo trafionym pomysłem! Dzwonek do drzwi nam pomógł ogromnie [wybaczam dozorczyni nieludzką porę roznoszenia korespondencji:)]. Po południu dziadkowie przyszli i mówią, iż Mikołaj zostawił u nich prezenty bo w jej bucikach zabrakło miejsca. A Dusia do nich:
  • Wiem, bo napisał mi w liście, że do mnie przyjdziecie!
I Dusieńka odzyskała wiarę w to, że Mikołaj jednak istnieje:))) Do tego stopnia, iż mówi, że na gwiazdkę też chce prezenty do bucików, a nie pod choinkę!

sobota, 1 grudnia 2012

Liebster Blog cd.

I kolejna osóbka przyznała mi wyróżnienie:) 


A że ja brałam udział w zabawie, to nie będę nikogo nominować.  odpowiem jedynie na pytania, które mi zadała Mama Zołza:)

* Gotowanie czy zamawianie? Zdecydowanie gotowanie:) Uwielbiam pichcić coś po swojemu czy korzystając z przepisów. I jak wiadomo - efekty niektórych moich poczynań można zobaczyć tutaj:)
* Lato czy zima? Lato - jeśli temperatura nie przekracza 25 st.C:) Zima - zawsze, gdy jest biało, mroźno i mogę wystawić twarz do promyków słońca:)
* Autem czy rowerem? Niestety najczęściej autem, ale kiedyś (czyt. przed dziećmi) kilkudziesięciokilometrowe wycieczki rowerowe były na porządku dziennym. Mam cichą nadzieję, że wkrótce do nich powrócę:)
* Czytanie czy pisanie? Czytanie bez dwóch zdań;)
* Skandynawia czy Afryka? Skandynawia
* Spodnie czy spódnica? Zdecydowanie, bezapelacyjnie SPODNIE. Spódnice i sukienki nie dla mnie - być może dlatego, że OD ZAWSZE mam kłopot z kupieniem sobie tej części garderoby, by w niej dobrze wyglądać i tak się czuć;/
* Odkurzanie czy zmywanie? Odkurzanie, bo po zmywaniu moje ręce błagają o SPA.
* Weekend z dziećmi czy bez dzieci? Najczęściej z dziećmi, ale nie powiem - marzy mi się weekend tylko we dwoje, bez zupek, kupek i płaczu z powodów, których trudno mi odgadnąć
* Książka czy film? KSIĄŻKA. Mam ich setki, o różnej tematyce. I ciągle przybywają nowe:) A filmów nie umiem oglądać. Może dlatego, że w czasie czytania moja wyobraźnia działa i wszystko "tworzę i układam po swojemu", a w filmach prawie za każdym razem coś bym zmieniła. Poza tym TV działa na mnie jak lek nasenny, więc często nawet nie dobrnę do połowy filmu i już odpływam w ramionach Morfeusza:)
* Statek czy samolot? Statek. Nigdy w życiu, z własnej i nie przymuszonej woli, nie wsiądę do samolotu.
* Jabłka czy cytrusy? Jedno i drugie. Uwielbiam wszelkie owoce:)

piątek, 30 listopada 2012

Przegapiłam ten moment;(

A zawsze powtarzałam sobie, że postaram się, by moje dzieci nie odczuwały tego okropnego uczucia, jakim jest zazdrość o siostrę czy niedowartościowanie. Być może szumnie brzmi, ale pamiętam, że jako przedszkolak i jeszcze w szkole podstawowej często wydawało mi się, że siostra ma fory u rodziców, że jest bardziej kochana, lubiana, przytulana itp., że jej więcej wolno, "bo jest młodsza"...

Tatianka z racji tego, iż bardziej mobilna się zrobiła i zaczęła się przemieszczać po pomieszczeniach (jak na razie systemem obrotowo - pełzającym ale zawsze) wymaga większej kontroli i mego zaangażowania. Do tego (chyba już o tym pisałam) w czasie długiej, 5 - tygodniowej, choroby nauczyła się zasypiania przy cycusiu (tak wiem, że to moja wina, ale jak zasmarkane i kaszlące dziecię uspokajało się jedynie przy piersi, to wierzcie mi - szczególnie w nocy - było to dla mnie wybawienie), a jak wiadomo - dzieci raz usypiają w ciągu 5 minut, a innym razem i pól godziny im nie starczy;/ Wówczas Dsieńka cichutko siedziała - sama - w pokoju obok. Poza tymi moimi chwilami z Tati starałam się poświęcać czas Naduni, wymyślałam różne zabawy, przytulałam, wygłupiałam się. Nie powiem, lekko nie było, gdyż ostatnio męża mam mniej w domu (praca, praca, praca...), więc musiałam się dwoić i troić, by zaspokoić potrzeby obu córek. Dusia nigdy się nie skarżyła, nigdy nie marudziła, ale ...

No właśnie ale... Pewnego dnia przestała nam pić i jeść;/ Martwiłam się okropnie, bo już miała fazy niejedzenia, ale zawsze piła chętnie. Teraz nawet soczków ulubionych tknąć nie chciała. Do tego często miała smutne oczka, płaczliwa zrobiła się strasznie, w histerie wpadała z byle powodu. Czułam, że to wołanie o pomoc, ale nie wiedziałam, o jaką. Trwało to już ponad tydzień i żadnej poprawy. Umówiłam małą do pediatry, ale później zaczęłam się zastanawiać i tknęło mnie przy wieczornym czytaniu bajek. Dusia za każdym razem, gdy na obrazkach pojawiały się w parach małe i duże kwiatki/ grzybki/ listki czy zwierzątka, mówiła, że to ja z Tatianką. Siebie wskazywała gdzieś z boku, ewentualnie mówiła, że to ona i tatuś. W pewnym momencie usłyszałam:
"Nie lubię być z Tatianką, bo mi przeszkadza. Dużo czasu ci zajmuje. Też jestem dzidziusiem, to ze mną się baw"" W oczkach mojej małej księżniczki zobaczyłam łezki...
Położyłam się obok niej, mocno przytuliłam i zaczęłam tłumaczyć, jaka jest dla mnie ważna, że kocham ją i Tatiankę tak samo mocno.

I już byłam w domu. Serce mi się krajało. Moja mała córeczka swoim zachowaniem rozpaczliwie próbowała zwrócić na siebie moją uwagę, a ja tego nie zauważyłam. Wyszłam z założenia, że skoro poza oczywistymi chwilami dla Tati (karmienie, usypianie), bawię się z obiema, że skoro Nadusia pytana o to, czy wszystko w porządku odpowiadała zawsze TAK, że skoro dla Tatianki była kochającą siostrzyczką, to wszystko jest ok, a wcale tak nie było;/ Potrzebowała chwil tylko ze mną, a tego jej zabrakło. Nawet wieczorami - bo D., by mnie odciążyć, przejął jej kąpiel i usypianie (a dotąd był to nasz rytuał)...

Więc wieczorami, mimo zmęczenia, znów najczęściej ja kąpię i usypiam Nadusię (Tatuś ma ten zaszczyt czasami - za zgodą córki oczywiście). W ciągu dnia staram się wygospodarować czas tylko dla niej (bez Tatianki). Często ją przytulam i szepczę do uszka "kocham  cię". Tatuś też częściej przejmuje inicjatywę i wymyśla fajne zabawy i "wyjścia" na atrakcje. Oczywiście tylko dla Nadusi - by poczuła, że nadal jest ważna, że jako starsza siostra ma przywileje, na które Tatianka musi jeszcze poczekać.

Coraz częściej nie tylko widzę uśmiech na dusiowej buźce, ale i słyszę radosny śmiech. Wybuchy płaczu i złości zdarzają się już sporadycznie. Z talerza częściej znika jedzenie, czasem usłyszę nawet "mamusiu głodna jestem":) I pomału wszystko wraca do normy...
Tylko w serduchu mam taki mały zadzior, że wcześniej na to nie wpadłam. Być może zaoszczędziłbym córci łez, a sobie zmartwień...

sobota, 24 listopada 2012

Dietę czas rozszerzać...

No właśnie, wg kanonów medycznych Tati, skończywszy 6. miesiąc życia i jak dotąd żywiąca się jedynie maminym mlekiem, powinna zacząć smakować nowości wszelakie pod postacią warzyw owoców i kaszek. No cóż...
Teoria swoje, a Tati swoje. Jako zdeklarowana zwolenniczka mlecznego posiłku głęboko gdzieś ma jedzenie pod inną postacią. Od dwóch tygodni staramy się jej dawać nowe rarytasy. Mała zawzięcie usteczka zaciska i nijak nie daje się przekonać, że są równie smaczne jak mleczko. A ja cierpię troszeczkę, gdyż dziecię ruszać się więcej zaczęło, okręcać, obracać, leżeć absolutnie nie chce, siedzieć jak najbardziej tak, tylko mnie mama nie trzymaj! - a więc i zapotrzebowanie energetyczne ma większe. W dzień i w nocy częściej ze mnie korzysta, a że nie przyzwyczaiła się jeszcze do nowych białych nabytków w buźce, często nimi zahacza o moje biedne brodawki;/ Zaciskam więc zęby [swoje:)] i wyczekuję dnia, gdy Tatianka przestanie testować na mnie swoje kiełki...

sobota, 17 listopada 2012

Pół świeczki...

na Tatiankowym torciku. Dziś pół roczku skończyła:) Kiedy i jak ten czas zleciał? Pojęcia nie mam. Wiem tylko, iż nie wyobrażam sobie żeby jej nie było. I choć ostatnimi czasy rano wstaję połamana, okropnie zmęczona, a wory pod oczami uniemożliwiają mi ich pełne otwarcie (Tatianuś nocami odkleić się ode mnie nie chce, tylko cycuś i cycuś, śpi z nami, a jak tylko próbuję ją do łóżeczka przełożyć od razu mój mózg i uszy przeraźliwy wrzask świdruje), to spojrzenie na tę moją córcię wynagradza mi wszelkie niedogodności. Uśmiechnięta od ucha do ucha, z iskierkami radości w oczach, wyciąga w moją stronę pulchniutkie rączki i mam wrażenie, że całą sobą cieszy się na mój widok. I to mi w zupełności wystarczy:)
A i news niemalże z ostatniej chwili. Dziś podczas wieczornej kąpieli odkryłam, iż obok prawej jedyneczki już i lewa zamieszkała. Także oficjalnie córcia została kasowniczkiem:)))

A Nadusia u dziadków miły wieczór spędziła. Noc pięknie przespała. Nad ranem wszyscy udali się na zakupy, później na spacer do lasu. Gdy mama dzwoniła do mnie, mała nawet podejść do telefonu nie chciała. I troszkę mi się smutno zrobiło... Do czasu, gdy po nią pojechaliśmy. Nadusia uradowana przybiegła się z nami przywitać. Do wieczora co chwilę zabawę przerywała i domagała się przytulasków, całuski rozdawała. Radość na jej buźce, gdy zobaczyła Tatiankę - bezcenna... "Stęskniłam się za tobą dzidziusiu!" i obsypała siostrę niezliczoną ilością pocałunków:) Dla takich chwil warto było ponudzić się wczoraj wieczorem:)

piątek, 16 listopada 2012

Dzień podwójnie wyjątkowy...

Dlaczego?

Otóż Tatianka stała się szczęśliwą (mam nadzieję, po 2 tygodniach ciężkich nocek) posiadaczką pierwszego ząbka:) W jej buźce zamieszkałą prawa dolna jedyneczka:) A że to ja ją znalazłam - dzięki cycusiowi, który lekko ucierpiał w trakcie mlecznej sesji:) - mąż musi mnie na zakupy zabrać:) I bardzo dobrze, bo moja szafa to istny obraz nędzy i rozpaczy;/ Zatem jutro trzeba to mienić, koniecznie:)
A po drugie...
Dusieńka stoi na korytarzu opatulona w ciepłą czapę, szal i kurteczkę. Obok niej dziadkowie.
  • Pa Tatianuś, do zobaczenia jutro! Pa mamusiu! - całuje nas w policzek i zamykają się za nią i dziadkami drzwi naszego domu...
Moja mała - dorosła ( "przecież już jestem dolosła mamo!") córeczka wybyła na swoje pierwsze nocne wojaże bez nas - rodziców. Spędzi dzisiejszy wieczór i noc u dziadków. Była chętna, moi rodzice nie oponowali, a mama wręcz była chyba bardziej podekscytowana niż wnuczka:)))

Zatem Tatianka śpi już od dobrych 30 minut, D. wróci z pracy za jakieś dwie godziny, a ja siedzę sobie przed komputerem i... nie wiem, co z sobą zrobić. Nie pamiętam już, kiedy od 20.00 miałam wolny wieczór, tylko dla siebie. I z mnogości możliwości nie potrafię nic wybrać, i nie wiem, co z sobą zrobić. Wiem, że to nienormalne, ale jakoś mi smutno, że ta moja Dusia nie marudzi mi o bajkę, żebym jej mleczko zrobiła, książeczkę na dobranoc przeczytała...

Ehh kobieto, opanuj się!

poniedziałek, 12 listopada 2012

Liebster Blog

Spotkał mnie pewien zaszczyt. Otóż Nieperfekcyjnamama nominowała mnie do zabawy 


Wyróżnienie Liebster Blog otrzymywane jest od innego blogera w zamian uznania za "dobrze wykonaną robotę". Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 11 osób (informuje je o tym wyróżnieniu) i zadaje 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie.

Pytania do mnie:
1. Niebieski czy różowy? hmm... Ani ten ani ten. Zdecydowanie i niezaprzeczalnie, w każdym tonie ZIELONY:)
2. Deszcz czy śnieg? ŚNIEG! I choć wkurzałam się, gdy utrudniał mi dojazd do pracy, to uwielbiam, gdy skrzypi mi pod nogami, a moja córcia zachwyca się maleńkimi płatkami:)
3. Dobre kłamstwo czy urażająca prawda? PRAWDA, ale tak powiedziana, by nie skrzywdziła.
4. Rozmowy o polityce czy o religii? w ogóle nie lubię tych tematów poruszać w rozmowach, bo każdy z nas ma inny światopogląd i spostrzeganie religii. Wyznaję zasadę - szanuję Twoje poglądy, a Ty uszanuj moje.
5. Przedszkole czy niania? PRZEDSZKOLE. Sama do niego uczęszczałam i miło wspominam ten czas:)
6. Ubranie eleganckie czy totalny luz? Elegancja na luzie. Od sztywnej zawsze mnie odrzucało:)
7. Kawa słodka czy gorzka? Duży kubas kawy z mlekiem i odrobiną cukru - o każdej porze dnia i nocy:)))
8. Blog czy forum? Blog - w końcu mam ich 3:)
9. Jedno dziecko czy rodzeństwo? Rodzeństwo jak najbardziej. Mam dwoje dzieci i pewnie - gdyby nie mój wiek - byłoby ich więcej:)
10. Spokój i harmonia czy przygody i spontaniczność? Zależy od sytuacji - spokój i harmonia na co dzień daje mi poczucie bezpieczeństwa, a przygody i spontaniczność - w czasie wakacji pozwalają oderwać się od monotonni zwyczajnych dni:)
11. Perfekcja czy jej brak na co dzień? 24h na dobę byłoby to męczące, ale ciut perfekcji jeszcze nikomu nie zaszkodziło:)


Na koniec moje nominacje:
  1. Elulu http://elulu.blox.pl/html
  2. Hanię http://zochulek.blogspot.com/
  3. Magdę http://olusiek.blox.pl/html
  4. Jolę http://elvisjunior.blox.pl/html
  5. Kasię http://witaaminkaa.blox.pl/html
  6. Getpink http://bezik.blox.pl/html
  7. Amaranthrose http://searchingforanamaranth.blox.pl/html
  8. Tycipieńkową Mamę http://www.tycipienka.pl/
  9. Mototowangu http://mtoto-wangu.blogspot.com/
  10. Anię http://pietruszka.blox.pl/html
  11. Asię http://mysliniesposkladane.blox.pl/html

Moje pytania:
  1. Wschód czy zachód słońca?
  2. Kawa czy herbata?
  3. Książka czy komputer?
  4. Dążyć do celu, czy go osiągnąć?
  5. Rozważna czy romantyczna?
  6. List czy sms?
  7. Grono znajomych czy jeden wierny przyjaciel?
  8. Jawa czy sen?
  9. Pamięć czy zapomnienie?
  10. Czarne czy białe?
  11. Szklanka do połowy pełna czy pusta?
Uff, jakoś udało mi się dobrnąć do końca:)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Po wizycie...

Dzisiejsza wizyta u tej samej pani laryngolog, która stwierdziła u Tatianki rzekomo nierozpoznaną mucowiscydozę. Lekarka zaskoczona "cudownym ozdrowieniem" Tati. Poprawa ponoć o 100% - mała już nie jest zaśluzowana, a ma jedynie lekko zaczerwienione gardło. Nosz kur... chciało by się jej powiedzieć (przepraszam, jeszcze mnie nosi;/). Kobieto, wiesz, ile nerwów, stresów i nieprzespanych nocy nam zaserwowałaś??? 

Mała ma bardzo mocno przerośnięte wszystkie trzy migdały i mocno obrzękniętą i przerośniętą śluzówkę w nosku. Niestety właśnie ze względu na budowę owych migdałków prawdopodobnie każda infekcja będzie tak wyglądała;/ Tzn. ciągnęła się tygodniami, z kłopotami z nadmiernym śluzem i jego odkrztuszeniem;/ Dlatego do poradni specjalistycznej i tak mamy się udać. Tam mają zadecydować, co z tymi migdałami robić dalej (usuwać czy nie?) i czy potrzebna jest sterydowa kuracja wziewna, by zmniejszyć obrzęk w nosku. 

Nie można było tak od razu? Tylko z grubej rury walić diagnozy bez podstaw??? Człowiekowi ręce opadają;(

Tak wiem, że powinnam nie przejmować się diagnozą owej pani. Ale łatwo jest mówić, gdy sytuacja nie dotyczy naszego dziecka. Dla pewności udamy się do jeszcze jednego laryngologa (ponoć świetny specjalista), który - mam taką nadzieję - trafnie zdiagnozuje Tatiankę. Niestety obecnie jest poza granicami kraju i przyjmie nas na wizytę po 19 listopada. Ale dobre i to. To już całkiem niedługo...
A na koniec - żeby nie było tak ciągle smutno i ponuro - moje szczęścia małe dwa:)







środa, 31 października 2012

:(((

Laryngolog nas nastraszyła. Mocno... Zasugerowała bardzo poważną chorobę. Mamy to sprawdzić w dziecięcej poradni specjalistycznej. Szkoda tylko, że do końca roku nie jesteśmy w stanie się tam dostać. Skończył się im kontrakt z NFZ- em. A jeśli ma rację, to... Nie przejdzie mi to przez gardło... Na razie medycyna nie potrafi sobie z tą chorobą poradzić, ale szybka diagnoza i odpowiednie leczenie dają dobre rezultaty...

Nerwy okropne... Jednak po kilku dniach rozpaczy, wylanym oceanie łez i konsultacji z innym laryngologiem nie bardzo wierzę tej babie. Zarówno nasza pediatra jak i wspomniany laryngolog (cóż że od dorosłych, w końcu mamy to samo co dzieci, tylko ciut większe) zdziwili się bardzo jej podejrzeniami...

Nie zmienia to faktu, iż Tatianka jest mocno zaśluzowana i sama nie jest w stanie się tego cholerstwa pozbyć;/ Masaże drenujące, oklepywanie, inhalacje i leki rozrzedzające wydzielinę w układzie oddechowym jak na razie dają poprawę. Mam nadzieję, że jakimś cudem dostaniemy się do tej poradni jeszcze w tym roku...

Ta niepewność mnie wykańcza:(

Nadusia jakoś próbuje się w tym wszystkim odnaleźć. Chyba wyczuwa nasze zdenerwowanie. Udziela jej się nasz niepokój. Wieczorami daje nam popalić. Częściej płacze, czasami z tak absurdalnych powodów, że aż mi ręce opadają. Wiem jednak, że to tylko "przykrywka", że doświadcza emocji, których do końca nie rozumie. Tulę ją zatem i czekam, aż płaczki lecieć przestaną i powtarzam, że kocham najbardziej na świecie...

piątek, 26 października 2012

Martwię się okropnie;(

Dzisiejsza wizyta w przychodni nie pozostawia złudzeń. Z Tatianką gorzej:( Kaszel krtaniowy, potworny katar, infekcja schodzi niżej na oskrzela;/ Kolejna zmiana leków. Tym razem na takie, których nie można stosować u niemowląt, ale nie ma wyjścia. Trzeba wybrać mniejsze zło.  Mam nadzieję, że w końcu zareaguje na leki. Lekarka zaniepokojona. Daleko na horyzoncie majaczy wizja szpitala...

czwartek, 25 października 2012

I co?

Tati nadal zasmarkana. W poniedziałek pilna konsultacja z laryngologiem, bo jak stwierdziła nasza pediatra - to nie jest normalne, by niemowlę przez ponad 3 tygodnie miało katar i ŻADNE lekarstwa nie pomagają;/ trochę mnie to martwi:( Mam nadzieję, że to nic poważnego. Koleżanka mi powiedziała, że jej synek miał katar ponad miesiąc i się męczył dopóki... nie wyszły mu pierwsze jedynki. Może i u Tati to jest powodem chronicznego zasmarkania?
Dusia... Oczka podkrążone, charczy, buźką oddycha. kataru nie widać. Wizyta u alergologa zaliczona. Dostałyśmy skierowanie na testy. Na 17 grudnia. Do tego czasu dziecię ma się męczyć, bo nie wiadomo na co jest uczulona i co w związku z tym jej podać;/ Zyrtec nie daje rady. Mała się męczy. Spać nie może, jeść jej ciężko, w czasie zabawy szybko się męczy. Moje słoneczko, wytrzymaj do tego grudnia. Mam nadzieję, że w końcu lekarze Ci pomogą!
Mąż zdrowieje. Jeszcze kaszel go męczy, ale oskrzela już ma czyste. Całe szczęście. Chociaż jedna osóbka nie wymaga już dziennego i nocnego doglądania:)
A ja...
Codziennie wieczorem odczuwam potworne zmęczenie. Do tego jakby w gardle mnie coś drapie, więc profilaktycznie Hascoseptem je płuczę i modlę się, by się nie rozłożyć. Dziś udało mi się wyrwać z domu na 1,5 godziny i zaliczyć pierwsze w życiu zajęcia z ZUMBY. Rewelacyjna sprawa! Wyszłam stamtąd zmęczona, spocona, ale psychicznie tak zrelaksowana, że niestraszne mi były wieczorne domowe obowiązki:)
Czuję wielki niedosyt! Chcę jeszcze!!!

poniedziałek, 22 października 2012

A jednak...

Z Tatianką gorzej. Wrócił katar - charczy, ledwo oddychać może, gardło znów czerwone. Kolejny antybiotyk;/ Bidulka znów się męczy. Szczepienie po raz kolejny odłożone w czasie...
Cholera!!!
PS. Przepraszam za przekleństwo, ale tylko takie słowa cisną mi się na usta:(((

Szpital cd.

Jeszcze Tati nie skończyła kuracji antybiotykiem (niestety nie zwalczyła infekcji na lekach wspomagających odporność, doszło zawalone gardło i bez antybiotyku się nie obeszło), a mój mąż znowu chory:((( Tym razem nie zwykłe przeziębienie, a zapalenie oskrzeli. Oby dziewczynki od niego znów czegoś nie chwyciły. Już miesiąc mam szpital w domu.
Pomału tracę siły...

wtorek, 16 października 2012

Akcja rodem z filmu sensacyjnego...

Jak już pisałam zmieniliśmy auto. Długo się nim nie nacieszyliśmy, gdyż troszkę ponad tydzień temu w poniedziałek wieczorem D. zajechał nim pod dom, a już we wtorek rano okazało się, że ktoś bezczelnie uszkodził nam tył i bok auta i odjechał z miejsca zdarzenia (parking pod blokiem). Na szczęście budowlańcy remontujący pobliski pawilon handlowy widzieli co się stało i spisali nr rejestracyjny sprawcy i zapamiętali markę i kolor samochodu (kolor i tak byśmy wiedzieli, bo zostawił "pamiątkę" na naszym aucie). Wykonałam szybki telefon do koleżanki - policjantki, co w takiej sytuacji zrobić. Szybko wzięliśmy dane od owych robotników, ja wróciłam z dziewczynkami do domu, a D. ruszył na komisariat zgłosić owo zdarzenie.
Nie zdążyłam jeszcze rozebrać dziewczynek z kurtek, jak zadzwonił mój telefon.
  • Jesteś jeszcze na dworze? - pyta mąż
  • Nie, już z dziewczynkami jesteśmy w domu, a co?
  • Bo chciałem żebyś wypytała tych facetów, czy ten samochód, to ... z naklejkami..., bo właśnie jadę za takim, marka i kolor się zgadza, ale numery są troszkę inne.
  • To ty jedź za nim, żeby ci nie uciekł, a ja już biegnę się wypytać!
Wsadziłam Tati do łóżeczka, Dusi włączyłam bajkę i popędziłam na dół. Panowie potwierdzili dane, co przekazałam mężowi (okazało się, że panowie źle spisali jedną cyfrę)...
Resztę wiem z jego opowieści.
Facet zatrzymał się pod jakimś sklepem. D. wysiadł z auta i jeszcze poszedł przyjrzeć się aucie sprawcy. Gdy ten wyszedł ze sklepu i ruszył. D. wyszedł mu przed maskę. Facet zgłupiał.
  • Był pan dzisiaj w K. - zapytał go grzecznie 
  • Byłem, a co?
  • A  przejechał się pan po moim samochodzie?
  • Tak to prawda (lekko zmieszany)
Facet zaczął się tłumaczyć, że zrobił to niechcący, że czekał przy aucie, ale nikt nie przychodził, a on musiał do lekarza jechać (co z resztą jest nieprawdą, bo budowlańcy powiedzieli nam, że wysiadł z auta, zobaczył nasze uszkodzenia i że jego auto praktycznie nie ucierpiało i odjechał)... D. wkurzony na maksa mówi mu, że mógł zostawić za wycieraczką kartkę z nr swojego tel. i informacją, że coś takiego miało miejsce, że gdyby go nie znalazł, to musiałby płacić za szkody z naszego AC. Obok był komisariat policji, więc D. zażądał od sprawcy, by się tam udali i spisali całą sprawę. Facet nie oponował, podał swoje dane. Na drugi dzień przyjechał agent z jego ubezpieczalni, wycenił szkody. Teraz auto jest w warsztacie blacharsko - lakierniczym i w ciągu tygodnia mamy je odzyskać. Już się nie mogę doczekać...

sobota, 13 października 2012

Szpital domowy

Od trzech tygodni rodzinka mi choruje. Dusia, Tatianka, mąż... Ja jakoś się trzymam, ale coraz mi trudniej. Nocki zarywam, śpię po 2 - 3 godziny na raty, bo co chwilę wstaję do któregoś choruszka. Bo mu się pić chce, bo gorąco, bo zapchany nosek oddychać nie pozwala, bo atak kaszlu uniemożliwia złapanie oddechu. Nie dosypiam, jadam byle co, byle szybko, co skutkuje tym, że waga znowu idzie w górę (nie pisałam wcześniej, że na diecie MŻ jestem i udało mi się 4 kg zgubić). Najbardziej żal mi dziewczynek.
U Nadusi prawdopodobnie alergia na kurz, pleśń i roztocza się rozwija. Staram się dom ogarniać jak tylko mogę, ale ostatnio nie daję rady i ten ch...ny kurz czasami pomieszkuje z nami;/ Do tego doszła jakaś infekcja, gardło czerwone, migdały powiększone, więc na lekach przeciwbakteryjnych i przeciwalergicznych jedzie, jednak jak na razie poprawy żadnej nie widzę, a nawet wydaje mi się, że gorzej jest niż było. Bidulka nosek ma zapchany, oczka podkrążone, ciężko oddycha, ale się nie skarży. Wygląd jej gardziołka mnie przeraża, ale ona uparcie twierdzi, że ją nie boli (może i dobrze, że nie cierpi). W poniedziałek kolejna wizyta w mojej "ulubionej przychodni".
Tatianka za to jakiegoś wirusa złapała i od tygodnia z katarem walczy. Od kilku dni objawy się nasiliły do tego stopnia, że oddychać może tylko wówczas, gdy w pionie jest trzymana (wyobrażacie sobie nocki?). A jest co trzymać, bo moja prawie 5 - miesięczna "kruszynka" waży bagatela 11,9kg (dla porównania 2,5 - letnia Dusia waży 12,9kg). Na szczęście mała przekonała się do Fridy i bez większych oporów pozwala sobie pomóc. W dzień. Bo w nocy wrzaski urządza;/
Ech, te wszędobylskie wirusy i bakterie. Spadajcie z mojego domu. No już!

wtorek, 9 października 2012

Chrzciny...

Od dwóch tygodni w domu mam szpital. Nadusia i D. smarkają, churchlają, zarazki sieją. Starałam się izolować Tatiankę od nich, ale siłą rzeczy się nie da. I niestety choróbsko i ją dopadło. W piątek starałam się dostać do pediatry, ale jak zwykle w naszej przychodni było to nierealne. Internistka osłuchała mi małą i powiedziała, że na puckach nic nie ma, więc to zapewne tylko katarek. Żadnych leków nie przepisała, stwierdziła, że moje mleko będzie dla małej najlepszym lekarstwem. Jednak dla mnie wydzielina z noska miała brzydki kolor, więc na własną rękę podałam jej Nasivin i Tantum Verde do gardła.  Myślę, że to był strzał w 10, bo infekcja nie rozwijała się dalej i w niedzielę mała miała o wiele mniejszy katarek niż w piątek. Gdybym posłuchała internistki pewnie dziś antybiotyk byłby w użyciu.

CHRZCINY...
chrzest
W końcu. Nareszcie. Gdybym nie truła D., a  w końcu nie wzięła sprawy w swoje ręce, pewnie Tatianka do dzisiaj nie była ochrzczona. A tak moja mała córunia dołączyła do bożych dzieciątek. I to z jaką gracją. W porównaniu z Nadusią, która w czasie swojego chrztu całą mszę dawała taki koncert, że księdza słychać nie było, Tati to cichutka myszka. Rozpłakała się na początku Mszy św. Powód? Głód zajrzał jej do pupci. Przed wyjściem z domu próbowałam ją nakarmić, ale słoneczko moje to taki typ, że jak nie ma ochoty, to choćbym całą pierś jej władowała do buźki, to i tak ją wypluje i jeść nie będzie. I tak było i tym razem. Proboszcz pozwolił nam skorzystać z zakrystii i już po chwili dziecię odzyskało humor:) I nawet katarek jej nie przeszkadzał. Dotrwaliśmy do końca mszy:)
W restauracji też pokazała klasę. Spała, jadła, rozglądała się, uśmiechała do gości. Nic jej nie przeszkadzało. Po powrocie do domu padła zaraz po kąpieli i spała do rana:) 

Kochana kruszynka...

wtorek, 2 października 2012

Blog się lekko kurzem pokrył...

Kilka kłopotów, kilka nieporozumień, czasem niepotrzebnych wymian zdań powodowało, że świat przybrał szare barwy. I mimo że dziewczynki były, są i będą moim światełkiem, moimi iskierkami w ciemności, jakoś nie miałam serca skrobać tu kolejnych wpisów;( A tyle się działo...

Nadunia
Moja cudna dziewczynka z dnia na dzień staje się coraz bardziej "dorosła". Bardzo świadomie zaczęła wypowiadać różne kwestie. Czasami nas zaskakuje trafnością poglądów i swoimi trafnymi spostrzeżeniami. Nie wiem, skąd bierze te swoje "teksty", ale jest niesamowita:) Niektóre z nich, to:
  • Absolutnie się na to nie zgadzam! - gdy jechaliśmy na zakupy i powiedziałam, że musimy odwiedzić jeszcze jedno miejsce.
  • Ależ oczywiście, że ci pomogę mamusiu! - podczas sprzątania mieszkania.
  • Nie mogę tu iść mamusiu, bo się przewrócę i zrobię sobie krzywdę!
  • Widzisz mamusiu, jak dziewczynka płacze? Chyba ktoś jej zrobił przykrość! - gdy zobaczyła dziewczynkę zanoszącą się płaczem. 
Trening czystości opanowała już całkowicie. Od ponad dwóch tygodni korzysta z nocniczka, a najczęściej woła "na kibelek mnie posadź mamusiu/ tatusiu, bo siusie idą! Zakładam jej jeszcze na noc pieluchę, ale w 99% przypadków rankiem okazuje się, że jest sucha:) A co za tym idzie - drastycznie w naszym domu spadło zużycie pieluch i mokrych chusteczek:) I dobrze!

Mój mały niejadek zaczął w końcu wykazywać zainteresowanie jedzeniem. Fakt, iż zapewne jest to związane z tym, że zaczęłam bardziej się starać i codziennie wyczarowuję z chleba, warzyw, serów i wędlin istne cuda, ale najważniejsze, że coś tam wpada do dusiowego brzuszka. Moje matczyne serducho ogromnie się raduje, gdy Nadunia siada mi na kolanach i pyta "co mi zrobisz na kolację/ śniadanko mamusiu?"

Obecnie wałczymy z katarem;/ Męczy ją od pond tygodnia i jakoś odpuścić nie chce;/ Dusia ciężko oddycha, kaszel ją męczy, nocami spać nie może. Teraz jest już lepiej, ale w zeszłym tygodniu obie ciężkie noce miałyśmy - ona, bo nie mogła oddychać i dusiła się, jak tylko przybierała pozycję horyzontalną, ja - bo do 4.00 - 5.00 nad ranem trzymałam ją na rękach w pozycji pionowej, by choć troszkę tlenu mogła złapać. Wówczas padała zmęczona i niespokojnie spała do rana. W przerwach karmiłam Tatiankę, która o 5.30 ostatecznie otwierała oczęta chętna i gotowa, by zaczynać kolejny dzień. Przez kilka dni chodziłam jak Zombie, czasem nie wiedziałam jak się nazywam, ale grunt, że już widać światełko w tunelu. Mam nadzieję, że do weekendu Nadusia wyzdrowieje, a Tatianka się do tego czasu od niej nie zarazi, bo w niedzielę mają odbyć się jej chrzciny...

Tatianka
Moja pogodna kruszynka z dnia na dzień staje się coraz bardziej mobilna. Ma zaledwie 4,5 miesiąca, a już posadzona na kolanach sztywno siedzi, stabilnie trzyma główkę. Od jakichś 2 tygodni przekręca się z plecków na brzuszek, leżąc na pleckach zatacza półokręgi. Także żegnaj wolności. Już nie ma opcji, by zostawić ją samą na łóżku, nawet nasze małżeńskie łoże (166 na 206cm) nie jest już dla niej bezpiecznym miejscem do odpoczywania. Coś czuję, że może szybko zacząć się przemieszczać;)

Poza tym Tatianka rośnie w ekspresowym tempie. Już nosi ubranka w rozmiarze 68 (rzadkość) i 74 (coraz częściej standard), a zatem musiałam powyciągać z szaf i szuflad ubranka, które Dusia nosiła mając ROK!!! Ludzie nie wierzą mi, jak im mówię, że kruszynka ma zaledwie 4,5 miesiąca. 

Jest mocno zainteresowana jedzeniem. Żywo reaguje na nasze posiłki, wyciąga łapki w stronę jedzenia i próbuje złapać coś dla siebie. Mam zamiar pokarmić ja wyłącznie piersią do czasu, gdy skończy 6 miesięcy, a później wdrożyć metodę BLW. Może tym sposobem unikniemy kłopotów z niejedzeniem. Choć Nadunia do czasu, aż ukończyła rok jadła wszystko, tylko później coś się jej pomieszało:(

Ech, mogłabym tak pisać i pisać, ale już zmęczona jestem. Dzisiejszy dzień mnie wykończył. Nerwy, stres, policja... Wczoraj kupiliśmy nowy samochód. D. przywiózł go ok. 21.30 i zaparkował na naszym osiedlowym parkingu, tuż pod blokiem. Rano zeszliśmy wszyscy na dół, by obejrzeć naszą nową furę i okazało się, że ktoś skasował nam lewy tył auta, poszedł błotnik, zderzak. Lampa strzaskana... Myślałam, że się popłaczę! Na szczęście w tym czasie na pobliskim pawilonie grupa robotników naprawiała dach. Panowie spisali numer rejestracyjny sprawcy, zanim ten zdążył uciec...

Ale o tym napisze już następnym razem...

środa, 12 września 2012

Gdzie jest tatuś?

  • Gdzie jest Tatuś?
  • Tatuś jest w pracy kochanie.
  • Nie chcę, chcę żeby tu był! - krzyczy smutna Nadusia.
  • Kochanie, tatuś musi chodzić do pracy, żeby zarobić pieniążki. 
  • Ale po co?
  • Żebyśmy mogły kupić chlebek, szyneczkę, pomidorki.
  • To ja mu dam pieniążki, mam w skarbonce i nie będzie musiał zarabiać!
Żeby to było takie proste kochanie...

niedziela, 9 września 2012

Newsy...

Dziękuję Wam kochane dziewczyny za troskę. Nie było mnie tu kilka dni, bo i mnie coś dopadło. Czułam się potwornie, a do tego Tatianka (dotąd przesypiająca całe noce) budziła się po kilka razy, a miedzy 4.00 a 5.00 nad ranem wstawała w pełni gotowa, by korzystać z uroków dnia. Padała po 2 - 3 godzinach i spała nawet po 4. Szkoda, że ja wówczas nie mogłam odespać nocnych wojaży. Przecież Nadunia mnie potrzebowała, a że mąż w pracy, to nie miałam kogo zatrudnić przy opiece nad nią... Już czuję się lepiej, za to mąż dogorywa;/
Dziewczynki mają się dobrze:)
Nadusiowy brzuszek podjął pracę i wszystko wróciło do normy. Ponoć, wg lekarki,  te zawirowania mają charakter psychogenny, a związane jest to z odstawieniem pieluch i przejściem na nocniczek. Nadusia siusia samodzielnie, ale z "grubszą sprawą" nadal są kłopoty. Nie wiem, czy boi się, czy nie może/ nie chce zrobić kupki na nocniczek. Do tej pory najczęściej pobrudzi sobie majteczki;/ Nosek nadal "zapchany" , Zyrtec na razie niewiele pomaga. Przyjdzie nam odwiedzić alergologa. Już wiem, że na testy nie dostanie skierowania, bo ma "za mało" objawów. Możemy te testy zrobić sami. Pewnie tak to się skończy, bo tak sobie myślę, że być może to, że Dusia jeść nie che, to może być związane z jakąś alergią... Podrażniona śluzówka, zapchany nosek raczej nie zachęcają do jedzenia...
A Tatianka zdrowa jak rybka. Po 3 dniach wróciłam do przychodni, bo w jej nosku nadal furkotało i charczało. Myślałam, że oskrzela będzie miała zawalone, a tu niespodzianka. Oskrzela czyściutkie, gardło bez zmian, węzły niepowiększone... Dziecko zdrowe. Tylko dlaczego ciężko oddycha? Prawdopodobnie alergia też ją dopada:( Daniel alergik podarował swoim córkom tę wątpliwie miłą cechę;/ Na razie nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co może ją uczulać. Mam obserwować i w razie jakichkolwiek podejrzeń co do alergenu, starać się go wyeliminować. Jak dotąd wysprzątałam na błysk cały dom, by pozbyć się kurzy i roztoczy, ograniczyłam nabiał i pomysłów mi brakuje, co dalej. A może to grzyby i pleśnie? W domu tego nie mamy, ale mieszkamy pod lasem, a pogoda sprzyja rozwojowi tych paskudztw... Sama nie wiem;/

poniedziałek, 3 września 2012

Dzisiejszy dzień...

... rozpoczęłam od wizyty przychodni. Na szczęście moja ulubiona pani pediatra dziś miała dyżur i przyjęła moje dziewczynki bez problemu.  Nadunia od kilku dni ciężko oddychała przez nosek, ale żadnych innych objawów chorobowych (kataru, kaszlu, temperatury) nie miała, więc wyszłam z założenia, że być może ma wysuszoną śluzówkę. Ale dziś nad ranem Tatianka obudziła się z podobnym objawem, najeść się nie mogła, w nosku furkotało. Nic tylko zapakowałam obie i siup do przychodni. Okazało się, że starszej prawdopodobnie uaktywniła się alergia, więc Zyrtec i kropelki do nosa wróciły do łask. Z młodszą nie jest już tak wesoło;/ Coś jej na oskrzela zaczyna schodzić i czas pokaże, czy leki i oklepywanie pomogą, czy będzie trzeba antybiotyk włączyć:(  Oby nie...
Teraz Nadunia z tatą do miasta pojechała, a mój choruszek śpi (i dobrze, niech walczy z choróbskiem)

PS. Z dusiowym brzuszkiem znacznie lepiej;) Leki zadziałały, ale mam je podawać jeszcze przez tydzień, a nie jak sugerowała pani doktor na pomocy - 2/ 3 dni. Córcia wigor odzyskała, uśmiech na jej buźce zagościł. Wróciła moja Nadunia:)

niedziela, 2 września 2012

Jak nie urok, to...

Dusia w trymiga załapała, o co chodzi z tym siusianiem do nocniczka i od tygodnia z tego korzysta. Nawet w nocy woła, że chce siusiu, a jak jej przypomnę, że ma pieluszkę (nadal jej zakładam na nocne spanie pieluchę), to mówi "na nocniczek chcę mamusiu". I wszystko byłoby cudownie i bajecznie, gdyby nie to, że są kłopoty z "grubszą sprawą". Dziś wieczorem wylądowaliśmy na pogotowiu, bo córka próbując się załatwić płakała okropnie, że brzuszek ją boli i pupcia szczypie. Później (kupki nie zrobiła - nie dała rady;/ a to już 5 dzień) padła ledwo żywa i lała się przez ręce. Pani doktor leki przepisała i ponoć po nich ma być lepiej. Zobaczymy... Boję się tylko, że Nadunia tak się nabawi uprzedzeń, że kłopoty z wypróżnianiem się nasilą;/
Tatianka rytm dobowy sobie przestawia. Do tej pory zasypiała ok. 20.00 wieczorem i spała do 8.00/ 9.00 rano z jedną pobudką na karmienie, a w dzień strzelała sobie 20 - 30 - minutówki. Obecnie, gdy zaśnie o 20.00, to na 20 minut, a potem hulaj dusza do 22.00:/ Poza tym Tati należy do gatunku dzidziuchów - misiaków. Ciągle się uśmiecha od ucha do ucha (wyjątek - gdy jest głodna, bądź zmęczona - wówczas zapewne wszyscy sąsiedzi wiedzą, że córcia ma niezaspokojone potrzeby). Jest mega kontaktowa (zapewne to zasługa Nadusi, która bombarduje ją swoją obecnością na możliwie wszelkie sposoby). I mega duża. Ma zaledwie 3,5 miesiąca, a waży 9 kg (nosi te ubranka, które Dunia nosiła jak miała 1 - 1,5 roku). Ostatnio jak byłyśmy na szczepieniu, to pani doktor zębów u niej szukała...
  • Masz ząbki? Pokaż kochanie, czy już masz ząbki. 
  • Pani doktor, to za wcześnie przecież.
  • Jak to za wcześnie?
  • Tatianka ma dopiero 3 miesiące.
  • Jak to? Ale przecież wygląda na 6 - 7 - miesięczne dziecko!
I masz babo placek. Nawet lekarka się pomyliła...

wtorek, 28 sierpnia 2012

Małymi kroczkami ku samodzielności...

Podejść do odpieluchowania mieliśmy kilka. Po raz pierwszy próbowaliśmy przekonać Nadunię do nocnika, gdy miała 18 miesięcy. Wówczas nie było mowy o tym, by na niego usidła;/ Lalki, misie, ja, D. - wszyscy mogliśmy siadać na nocnik, ale Dusia uparcie odmawiała, a każda próba przekonania jej kończyła się płaczem i wrzaskiem. Nie pomogła też zmiana modelu z tradycyjnego nocniczka na krzesełkowe, więc... odpuściliśmy. Nic na siłę. I tak przez kolejne kilka miesięcy, gdyż Dusia zaczęła wykazywać zainteresowanie "tronem" mając dwa lata. Wówczas chętnie na niego siadała, ale jeszcze nie pojmowała, o co tak właściwie chodzi z tym siusianiem. Mogła siedzieć na nocniczku nawet godzinę (żeby nie było, że to ja ją tam tak długo trzymałam - to ona nie dawała się z niego ściągnąć) i nic. Czasami udawało mi się ją wysadzić "na czas", ale nie o to przecież chodziło... Bardzo, bardzo chciałam, by mała nauczyła się korzystać z nocniczka, zanim na świecie pojawi się jej siostrzyczka, bym nie musiała zmieniać pieluch obu córkom. Niestety klapa - jak wróciłam z Tati do domu, nocnik poszedł w odstawkę. Dusia - jak na samym początku - w ogóle nie chciała na niego siadać. Myślę, że to kwestia "powrotu do bycia dzidziusiem". Ciągle się upewniała, że nadal jest moim "małym dzidziusiem", do łask wróciła butla, a bidony, niekapki, zwykłe kubeczki stały się wrogiem nr 1...
Od tygodnia intensywnie przeprowadzamy trening czystości. Dusia przejęła inicjatywę po tym, jak mąż mimochodem powiedział jej, że jak nauczy się siusiać do nocniczka, to kupi jej takiego konika jak będzie chciała. Mowa tu o kucykach pony, które od dłuższego czasu są wielką dusiową miłością. Mamy już ich w domu całe stadko, ale jak to stwierdziła mała "Mamusiu nie mam jeszcze żółtego i zielonego konika i tatuś obiecał, że mi kupi, jak nauczę się siusiać do nocniczka". Tak, wiem, że niektórzy zaraz mi zarzucą przekupstwo, że nie tędy droga itp., ale cóż - dla mnie najważniejsze, że coś ruszyło w tej kwestii.
Dla małej taka obietnica okazała się niesamowitą motywacją. Na początku Dusia informowała, że robi siusiu, jak już jej leciało po nóżkach. I tak przez kilka dni. Wycierałam podłogi, zmieniałam majteczki i spodenki, tłumaczyłam, przytulałam i mówiłam, że na pewno następnym razem się uda. Od trzech dni małe sukcesiki;) Coraz częściej udaje jej się zdążyć na nocniczek;) Wczoraj tylko jedna wpadka:))) Nawet jak na spacer założyłam jej pieluszkę (niestety u nas ostatnio chłodniej i duży wiatr, co nie sprzyja nauce na dworze), to mnie pytała, czy może zrobić siusiu do pieluchy, a jak wróciłyśmy do domu, to kazała sobie ją ściągnąć i pobiegła do nocniczka;))) Tak bardzo się cieszę:))) Mam nadzieję, że już teraz coraz rzadziej pieluchy będą w użyciu (na noc nadal jej zakładam, choć od dłuższego czasu Dusia budzi się i ma papmka suchego).
No i przyjdzie nam małą zabrać do sklepu i kupić jej tego "żółtego i zielonego kucyka".

piątek, 24 sierpnia 2012

Tak barzo, bardzo mi smutno...

Od trzech lat jestem w domu. Od trzech lat nie miałam bezpośredniego kontaktu z moimi podopiecznymi, ale myślałam o nich często. Podczas sporadycznych wizyt w WTZ miałam przyjemność widzieć się tylko z niektórymi z nich...

Dziś dotarła do mnie smutna wiadomość. Jedną z moich ulubienic, moją Małą Księżniczkę, Marysię, Bóg wezwał do siebie. Jeszcze nie tak dawno przechodziła kolejne operacje, by jej jakość życia się poprawiła. Jeszcze nie tak dawno jej Rodzice remontowali dla Niej pokoik, gdyż Mała Księżniczka już wcale nie była taka maleńka. Zawsze pogodna, zawsze uśmiechnięta... 

Mała Marysia... 

 

Nie mogę powstrzymać łez...

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Upał mnie wykańcza...

Dziś aura sprawdzała naszą wytrzymałość na wysokie temperatury. Czułam się jak w piekarniku nagrzanym do 250st.C. Okropność jakaś po prostu. Człowiek ledwie pomyślał, żeby się ruszyć, a już był cały mokry. Ulgę przyniosła działka pod lasem, gdzie w cieniu jabłonki i czereśni schroniłam się z dziewczynkami i moimi bardzo dobrymi koleżankami i ich pociechami. Dzieciaki (Nadunia i dwaj chłopcy - Adaś i Mateusz) dogadały się bez problemu i buszowały po ogrodzie. W kilku miejscach trawa się lekko przerzedziła, w kilku miejscach kwiatki straciły swoje pąki, ale za to maluchy były wniebowzięte;) Szczególnie wówczas, gdy taplały się w wodzie, konewkami podlewały kwiatki i siebie przy okazji;)

Tatiankę upał wymęczył strasznie. Bardzo dużo dziś mi spała. Drzewa choć cień dawały, to od duchoty i skwaru niewiele chroniły. Na szczęście w domku panował przyjemny chłodek, więc właśnie tam przez większość dnia malutka oddawała się w objęcia Morfeusza. W chwilach, gdy do nas dołączała uśmiech z jej buźki nie schodził. Taki mały pogodny osesek:) Dzielnie i ze spokojem znosiła to, co nam pogoda zgotowała.

Teraz obie już śpią. Tati padła o 20.00, a Nadunia pół godziny temu. Wieczór dla mnie:) Drugi z rządu (wczoraj już o 21.00 obie córy smacznie spały). Nie powiem, zaczynam się przyzwyczajać;) Czekam na męża. Najdalej za 30 minut powinien wrócić z pracy. Może znów kolacyjka na powietrzu? Co prawa na balkonie, ale zawsze... Poza tym od dwóch godzin pada deszczyk;) Powietrze się oczyściło z pyłu i kurzu, czuć przyjemny chłodek... Tak, zdecydowanie późna, lekka kolacyjka na świeżym, rześkim powietrzu to jest to, czego teraz potrzebuję;)
Znikam.

piątek, 17 sierpnia 2012

7 rzeczy, których o mnie nie wiecie...

Zostałam zaproszona przez Saskę do zabawy
 1




Już kiedyś brałam udział w podobnej, więc teraz będzie mi trudno wymienić kolejne 7 rzeczy, których o mnie nie wiecie...

1. Ostatnimi czasy ukojenie odnajduję w kuchni. Gotowanie i pieczenie mnie relaksuje. Przeszukuję tony gazet i pozycji z przepisami, by później oddać się kulinarnej przygodzie. Często robię to z moją Nadusią, która załapała kulinarnego bakcyla. Widać niedaleko pada jabłko od jabłoni;)

2. Nie znoszę lata. To znaczy takiego upalnego, gdy jeden ruch ręką powoduje, że skóra na całym ciele robi się wilgotna. Dla mnie optymalna temperatura to 25st.C - wszystko, co powyżej, to czysta przesada.

3. Uwielbiam kawę - pod każdą postacią. Niestety obecnie jej spożycie nie jest dla mnie, z wiadomych względów - nie chcę, by Tati była zbyt pobudzona;)

4. Bardzo, ale to bardzo lubię zielony kolor - wszystkie jego odcienie.

5. Nie mam głowy do języków obcych, a zwłaszcza angielskiego. W tej kwestii jestem kompletną nogą i chyba nie ma na świecie człowieka, który w łopatologiczny sposób przedstawiłby mi i wyjaśnił gramatykę angielską i to tak, bym to zapamiętała i potrafiła odpowiednio zastosować.

6. Uwielbiam długie kąpiele w wannie wypełnionej po brzegi ciepłą wodą i górą piany. Muzyka miła dla ucha, blask świec miły dla oczu i... mogłabym tam siedzieć wiecznie;) Kurczę, a odkąd mam dzieci to zazwyczaj szybki prysznic wchodzi w rachubę.

7. W domu jestem od ponad 3 lat i czasami tęsknię za pracą. Marzy mi się własna działalność powiązana z moim zawodem wyuczonym (pedagog specjalny), ale jak na razie to są tylko mgliste plany na przyszłość. Jeśli coś się wyklaruje w tej kwestii, z całą pewnością o tym napiszę;).

Do zabawy zapraszam:

    Tycipieńkową Mamę http://www.tycipienka.pl/

Ps. Dziewczyny wiem, że większość z Was (a może nawet wszystkie) brała już udział w Kreativ Blogger Award, jednak mam nadzieję, że uda Wam się wymyślić kolejne sekrety, którymi się podzielicie;)

Zapraszam!
 
 
Blogger Templates