Jak
krowie na rowie na drzwiach naszej przychodni jest napisane, że dzieci
i dorośli z "podejrzanymi krostkami" proszeni są o udanie się do
izolatki i nie wchodzenie do poczekalni, gdzie czekają pozostali
pacjenci. Dziś, gdy udaliśmy się na wizytę (obie dziewczynki tego
wymagały) w poczekalni siedział chłopiec z rodzicami. Gdy wszedł do
gabinetu już po chwili lekarka wyszła i zapytała, kto miał kontakt z
owym chłopcem. Odpowiedziałam, że my, bo siedział z nami w poczekalni.
Momentalnie kazała nam wejść do pomieszczenia obok i zamknąć drzwi, a
pielęgniarce przynieść lampę antybakteryjną i ją podłączyć...
Okazało
się, że matka owego chłopca, świadoma tego, że ma on ospę (w jego
przedszkolu panuje epidemia), nie zastosowała się do poleceń i
wprowadziła go do poczekalni, narażając tym samym dzieci tam czekające
na złapanie owej choroby;/ Wg niej to żaden kłopot, bo przecież lepiej,
jak dzieci przejdą "wiatrówkę" w okresie wczesnodziecięcym. Lekarka
mnie troszkę nastraszyła, że bardzo prawdopodobne jest, iż dziewczynki
zachorują, bo takie maluchy - szczególnie przeziębione i z osłabioną
odpornością - łapią ospę znacznie szybciej;( Mamy czekać teraz trzy
tygodnie i obserwować dziewczynki...
Musiałam
odwołać plany sylwestrowe (mieliśmy spędzić ten wieczór z bratem i
bratową, a oni mają dwójkę małych dzieci) i wizytę u chrześniaka D. Mały
ma mieć w połowie stycznia usuwane migdały, więc nie zafunduję mu do
tego jeszcze ryzyka choroby zakaźnej.
Ludzka głupota nie zna granic:(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz