Ads 468x60px

Blogroll

Blogroll

Blogger news

About

Blogger templates

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Mała gaduła;)

Tati chyba ktoś nacisnął jakiś guziczek. Naszemu półtoraroczniaczkowi buzia się nie zamyka, a ostatnio to nawet przez sen gada;) Gaduła mała cały czas rusza buzią i ewidentnie widać, że jej to pasuje;)


  • Tatiśka idziemy zmienić pieluchę!
  • Nie!
  • Tati chodź, bo zaraz pieluszka do kolan będzie Ci sięgać!
  • Nie! Latunku, pomocy!!! - krzyczy i ucieka w przeciwną stronę;)
***********************************
  • Tati już jest późno, idziemy spać!
  • Nie, citam! (czytam)
  • Tati, idziemy spać, gaszę światło.
  • Nie, citam hołhoła (o gwiazdorze), widziś?
***********************************
  •  Chcesz mleczko?
  • Tak! A tatuś?
  • Nie wiem córciu, idź zapytaj.
 Tatinka biegnie do pokoju i krzyczy:
  • Tatuś, pić?
 ***********************************
  • Mamuś pić.
  • Wyciągnij soczek z szafki.
  • Ploszę baldzo - mała podaje mi soczek do ręki.
  • Mamuś otwoźiś? (otworzysz)
***********************************
  • Put, put. kto tam? - pyta Tatianka i... sama sobie odpowiada
  • Hi- po - po - tam!
I mogłabym tak pisać jeszcze i jeszcze...
 

piątek, 27 grudnia 2013

Święta...

Jak nasza rodzinna tradycja od 6 lat nakazuje - ktoś chory na święta musi być. A że to rok 2013 - wg niektórych pechowa trzynastka i takie tam [żeby nie było dla mnie 13 jest szczęśliwa - w końcu 13 się urodziłam]  - tym razem padło na żeńską część rodzinki. Tuż przed Wigilią znowu wylądowaliśmy w przychodni;(

Tati załapała wirusowe przeziębienie. Kaszle, katarzy. Na szczęście nie gorączkuje. Jakies tam stany podgorączkowe się pojawiają, ale tragedii nie ma...

Nadusię gnębi kolejny, tym razem naprawdę silny rzut alergii;( Niestety mrozów i śniegów nie uraczyliśmy, temperatura za oknem sięga 10st.C, zatem pleśnie charcują. Skutek tego taki, że nasza bidulka płuca chyba wypluje. Kaszel strasznie utrudnia jej funkcjonowanie. Nos zatkany katarem, oczy podkrążone, sine... Lekarka kazała włączyć leki przeciwalergiczne, znowu w ruch poszły wziewy sterydowe, ale poprawa jest niewielka. Mała męczy się okropnie...

I ja na końcu. U nas była Wigilia w tym roku, więc troszkę się pokręciłam w kuchni, posprzątałam mieszkanie, okna umyłam... Dniami i nocami doglądałam moje zakatarzone i zakaszkolne dziewczynki i... organizm się zbuntował. Chyba nadal pamiętał moje przedświąteczne zapalenie oskrzeli i postanowił przypomnieć sobie, jak to było zmagać się z chorobą;( Na szczęście tym razem oszczędził mi oskrzela. Jedynie ostre zapalenie gardła się przyplątało i nos zatkany, ale tylko jedna dziurka:)

Zatem tak we trzy sobie chorzymy od tygodnia i końca nie niestety nie widać;( Mimo to staraliśmy się, by Święta były radosnym czasem, pełnym niezapomnianych wrażeń dla naszych małych iskierek;) Katar, kaszel czy kichanie nie było nam straszne! a nasze zaczerwienione nochale mogłyby konkurować z noskami mikołajowych reniferów:) I tylko smutek, że zamknięte w czterech ścianach do Kościoła iść nie mogłyśmy. Ale nic tam, w następną niedzielę to nadrobimy. W końcu dziewczynki muszą naszą parafialną szopkę zobaczyć;) 

I parę fotek z naszej wigilijnej kolacji...

Nasza choinka ozdobiona przez nas wykonanymi pierniczkami (sztuczna niestety, bo obie dziewczynki alergicznie na żywą reagują)


Oczekiwanie na otwarcie worka z prezentami od Gwiazdora;)


Widać, kto nie mógł się najbardziej doczekać, prawda?


I już rozpakowywanie kolorowych paczek i paczuszek;) Minki i radość dziewczynek - bezcenne;)))



sobota, 21 grudnia 2013

Coraz biżej święta...

Coraz bliżej święta, a ja w ich przygotowaniu daleko w tyle;/ Normalnie bym sobie odpuściła, ale w tym roku Wigilia ma być u nas, więc bardziej powinnam się postarać niż zazwyczaj... A tu klops:/ Fakt, zapalenie oskrzeli pokrzyżowało mi plany, bo dom nieposprzątany, okna straszą. Dobrze jednak, że udało mi się większość zakupów przedświątecznych zrobić, także z przygotowaniem potraw świątecznych powinno pójść łatwiej;) Tym bardziej, że mam w domu dwie pomocnice, które aż garną się, by swoimi łapkami [i buziami;)] uczestniczyć w kulinarnych rewolucjach... 



piątek, 13 grudnia 2013

Buuu....

Dziś moje święto, a ja zamiast świętować - dogorywam;( Od kilku dni leczyłam przeziębienie. Z racji tego, iż dostać się u nas do lekarza graniczy z cudem, próbowałam domowymi sposobami i lekami dostępnymi bez recepty pozbyć się niechcianego gościa. Nie udało się:/ Wczoraj wieczorem było niefajnie, noc koszmarna. Dziś wymuszona wizyta w przychodni. wymuszona, bo wg pań recepcjonistek numerków brak. Chyba wyczuły mój paskudny nastrój albo używałam trafnych argumentów, bo się zlitowały nade mną i zapisały mnie, jako dodatkowego pacjenta.

Diagnoza - ostre zapalenie oskrzeli. Kategoryczny zakaz wychodzenia z domu, nakaz leżenia w łóżku i seria antybiotyku.

A jutro mieliśmy z Danielem i dziewczynkami jechać na imprezę MIKOŁAJKOWĄ.
Nie dam rady. Uziemiona w domu będę się kurować. Pozostałą część rodzinki pojedzie się zabawić, bo jak zaproponowała Nadusia:
"Tatusiu, a może zawieziesz mnie i Tatiankę na imprezę, a mamusia sobie odpocznie. Co o tym myślisz?"

Buuuu.......................

wtorek, 10 grudnia 2013

Pierogi kontra pierniczki;)

W sobotę pierogi już na święta robiłam. Dziewczynki kręciły mi się pod nogami, spokoju nie dawały. Dusia co 5 minut pytała "mamusiu, pomogę Ci, dobrze?" Tati jej wtórowała "Ja, ja tesz". Chciałam szybciutko uporać się z robotą, i choć zawsze chętnie widzę moje pomocnice przy swoim boku, dziś naprawdę zależało mi na "samotności". I co tu zrobić, by wilk był syty i owieczki całe? Szybka kalkulacja, burza mózgów i... mam. Upieczemy pierniczki z hiper prostego przepisu, a później maluchy zajmą się ich ozdabianiem, a ja swoją robotą. Wydawałoby się, iż pomysł zgoła niedorzeczny, przecież pieczenie i zdobienie pierniczków zajmuje naprawdę sporo czasu. Nic bardziej mylnego. Pół godzinki i dziewczynki ozdabiały swoje świąteczne ciacha, a ja lepiłam pierożki z kapustą i leśnymi grzybkami;)

 
Ile to wysiłku kosztowało, wie tylko zainteresowana;)

  
Powstaje kolejne arcydzieło;) 

 Kto zgadnie, co to - choć dzieło jeszcze nie ukończone?

Tati dorównywała siostrze...

Choć częściej smakowała, czy aby na pewno lukrowe pisaki nadają się do dekorowania pierniczków;)

Ale mamo, czy aby na pewno???

Dziewczynki bawiły się świetnie;) Obawiałam się jedynie, czy ich brzuszki zniosą ów kulinarną przygodę. Na szczęście obyło się bez komplikacji:) Gdy zarządziłam wielkie sprzątanie po zakończonej pracy, usłyszałam "Ale mamusiu, może jutro upieczemy kolejne pierniczki. Co o tym sądzisz?" Najlepsza rekomendacja miłego popołudnia;)


PS. Dla zainteresowanych 

PRZEPIS NA EKSPRESOWE PIERNICZKI;)
  • 2 szklanki mąki
  • 1,5 łyżeczki sody
  • 2 łyżki płynnego miodu
  • 2 łyżki przyprawy piernikowej
  • 2 - 4 łyżek cukru
  • 1 łyżka masła
  • 1 jajko
  • 5 łyżek mleka 
 Z podanych składników zagnieść jednolite ciasto. Rozwałkować je cienko, foremkami wykrawać pierniczki. Piec ok. 15 minut w temp. 180st.C. Wystudzić, dowolnie ozdobić. 
smacznego;)

piątek, 6 grudnia 2013

Mikołajki...

Nadusia od kilku dni nieznośna była, krnąbrna i przekorna. Wcześniej kilka razy usłyszała, że Św. Mikołaj przynosi podarunki tylko dla grzecznych dzieci, więc gdy dzisiaj rano otworzyła oczy, z lekką niepewnością zapytała:
  •  Czy już jest rano/
  • Pewnie kochanie. Czas wstawać do przedszkola!
  • "Mamusiu, czy Mikołaj zostawił dla mnie coś w bucikach?'
  • Nie wiem córeczko, jeszcze tam nie zaglądałam...
Pędem ruszyła na korytarz, lecz w połowie drogi jakby zwolniła i już niepewnym krokiem ruszyła w stronę kozaczków. Podeszła, zobaczyła torebeczkę, jednak nie wzięła jej. Podbiegła do nas i z niedowierzaniem krzyczała...
  • Jest mamusiu, jest!!! Mam w bucikach prezent! Mikołaj zostawił mi prezent!!!
Tatinka zaraz po niej ruszyła w stronę bucików. I praktycznie do końca dnia nie rozstawała się z książeczką, laleczką i... czekoladowym mini - misiem. Ten ostatni niestety nie przeżył spotkania z ciepłą i lepką rączką Tatianki i niechybnie zakończył żywot jako mus czekoladowy;) Po południu odwiedzili nas dziadkowie i przynieśli kolejne podarunki. Myślałam, że dziewczynki oszaleją ze szczęścia. Do późnego wieczora nie mogły się rozstać z nowymi zabawkami. Tati nawet zasypiała tuląc do siebie pluszowego konika, którego głowa jest znacznie większa od reszty ciała i... główki samej zainteresowanej...

Św. Mikołaj zostawił dziewczynkom liściki. Obie prosił, by starały się być grzeczne, ładnie się ze sobą bawiły. Nadusię dodatkowo poprosił, by jeśli coś jej się nie udaje lub gdy coś jej się nie podoba, to ma powiedzieć o tym spokojnie, a nie od razu krzyczeć. Gdy dziś zdarzały się takie sytuacje, tylko przypominałam, o co prosił Mikołaj i już Dusia wracała na odpowiednie tory. Oby prośba Świętego działała już zawsze:)


I na koniec perełka z Nadusią w roli głównej;)
Gdy już nacieszyła się zawartością paczuszki, tuż przed wyjściem do przedszkola Nadusia zaczęła...
  • Ciekawe, skąd ten Mikołaj wiedział, że marzę o LEGO FRIENDS.
  • Zapewne jego elfy, które odwiedzają domy wszystkich dzieci mu podpowiedziały. Musiały usłyszeć, jak nie raz opowiadałaś, że marzysz o Stefanii.
  • Mamusiu, ale przecież mówiłaś, że Mikołaj przynosi prezenty tylko grzecznym dzieciom, więc dlaczego ja dostałam? 
  • A jak myślisz córeczko?
  • Może dlatego, że Mikołaj wiedział, że bardzo się staram?
Tak córeńko. Mikołaj wie, doskonale, jak bardzo się starasz. A że czasami Ci nie wychodzi, no cóż... Intencje masz dobre, próbujesz. I właśnie to się liczy najbardziej. Pamiętaj, że najważniejsze jest zdobywanie celu, a nie samo jego osiągnięcie;)

środa, 4 grudnia 2013

Przygoda z kolczykami...

Nadia od lutego, gdy tylko jej 7-letnia wówczas kuzynka przebiła uszka, niemalże codziennie prosiła mnie, bym pozwoliła jej na to samo. W końcu, w sierpniu, tuż po imieninkach małej, zgodziliśmy się spełnić jej marzenie...

Dałam się namówić i jestem ciut zła na siebie. Nie dlatego, że Nadusia dopięła swego, ale dlatego że niestety jest kłopot z uszkami;( Jakieś dwa tygodnie temu, przy ściąganiu koszulki Dusia zahaczyła nią o kolczyki i od tego czasu uszka zaczęły ropieć. Szczególnie lewe uszko źle się miało. Mimo codziennej pielęgnacji, psikania Octaniseptem, nie było lepiej, a wręcz gorzej. Dusia nie pozwoliła sobie dotknąć uszka, nie mówiąc już o wyjęciu kolczyków;( W poniedziałek zabrałam ją do kosmetyczki, i tam - troszkę podstępem, troszkę z użyciem siły (przytrzymaniem, żeby nie było, że dziecię torturuję) - udało nam się pozbyć świecidełka z uszka. Stres, ból, płacz - dziecka i mój - bo nie mogłam słuchać, jak Dusia krzyczy;(((

Pani kosmetyczka powiedziała, że gdy tylko uszka się zagoją, Nadusia może ponownie założyć kolczyki. Dziś już uszka wyglądają po stokroć lepiej, stan zapalny znika. Jednak Dusia, usłyszawszy, że prawdopodobnie uszka zarosną i będzie trzeba założyć kolczyki z użyciem pistoletu, nie chce o tym słyszeć. Nie mam zamiaru naciskać...
 
 
Blogger Templates