Ads 468x60px

Blogroll

Blogroll

Blogger news

About

Blogger templates

niedziela, 29 lipca 2012

Jesteśmy z powrotem...

Wróciłam po strasznie długiej nieobecności... Potrzebowałam tego... Poza tym jakoś czasu nie było, by przed kompem siedzieć, a i wena jakoś mnie opuściła. Popadłam w jakąś taką rutynę i monotonię dnia, więc opisywanie tych chwil wydawało mi się bezsensowne... Ale już jestem, mam się dobrze i dziewczynki chyba też. Wakacje, wyjazd nad Bałtyk naładowały moje akumulatory, ale po kolei...

    Ostatni tydzień w Dźwirzynie spędziliśmy. Pogoda cudnie nas rozpieszczała. I nawet ja, która nie znosi upałów, gorąca i duchoty, czułam się świetnie. Dziewczynki - obie - niczym "stare turystki" - dzielnie zniosły trudy podróży, a na miejscu szybciutko się zaaklimatyzowały. Codzienne plaża, spacery, lody, pyszne lody;) W sprawach diety mamy karmiącej folgowałam sobie mocno, jednak nie odbiło się to na samopoczuciu Tatianki. I dobrze, bo mój organizm już się domagał surowych warzyw i obiadu z kotletem z piersi z kurczaka. Gdy Nadunia miała dwa miesiące to było nie do pomyślenia. Moje menu mocno ograniczały bóle brzuszka córci. Kurczak gotowany, marchewka - oczywiście gotowana, ryż i chleb z masłem i wędliną drobiową. Zero nabiału, surowych warzyw i owoców. Jak dobrze, że teraz nawet i czekolady i orzechów mogę się najeść, a Tati nic nie dolega;)

    Nadunia pięknie opalona. Włoski jej od słońca rozjaśniały. Wygląda prześlicznie:) Nad morzem się rozbrykała, jednak pozytywnie. Dużo czasu spędzała na powietrzu, biegała, śmiała się i radowała ogromnie. Oboje z D., jak i dziadkowie, poświęcaliśmy jej mnóstwo uwagi i widać było, że mała tęskniła za "byciem oczkiem w głowie" całej rodziny. Bardzo obawiałam się spacerowania po głównej ulicy Dźwirzyna, gdyż było tam mnóstwo straganów, kramików z "pierdołami", na które sprzedający mieli nadzieję naciągnąć rodziców dzieci domagających się owych "przydasiów".  Do tego na każdym kroku trampoliny, dmuchane zamki, baseny z kulkami. Istne szaleństwo. Istny raj dla małych ludzi. Wytłumaczyliśmy Naduni, że wszystkiego mieć nie może, ale zawsze może sobie obejrzeć to, co jest na owych straganach, usiąść na koniku/ karuzeli itp. i szok. Nadunia przyjęła tłumaczenia i spacerując często zaglądała na kramiki z uśmiechem, mówiąc "tylko sobie pooglądam mamusiu" lub "tatusiu mogę usiąść na konika tylko tak na niby bez pieniążka?" Moja kochana dziewczynka...

    Tatianka zadziwiająco dobrze zniosła pobyt tak daleko od domu. Jej rytm dnia całkowicie się przestawił, jednak mała dostosowała się bez problemu do nowych godzin drzemek, posiłków, kąpieli. Mały ciekawski bąbel nie ma ochoty leżeć. Absolutnie nie odpowiada jej pozycja horyzontalna, tolerowana podczas drzemek i nocnego snu, była i jest nie do przyjęcia w trakcie dnia. Domaga się noszenia i to w pozycji pionowej, pleckami do "tragarza" a twarzyczką do otoczenia, żeby móc podziwiać uroki świata. Pożyczyłam chustę od koleżanki i próbowałam nas zachustować, jednak po kilkunastu próbach, spacerach i przechadzkach zrezygnowałam. Ewidentnie Tati źle się czuła, płakała, protestowała. Wystarczyło ją odwiązać i odwrócić buźką do otoczenia i już humor jej wracał. Jako dwumiesięczniak już sztywno trzyma główkę i zaczyna podciągać ją jakby do siadu. Już się boję, jak będzie za kilka miesięcy. Coś czuję, że może szybciej ruszyć na nóżkach niż jej starsza siostrzyczka...

    Fotki z wakacji później, gdy zgram je z wszystkich aparatów i uporządkuję co nieco;)

środa, 4 lipca 2012

Małą mądrala;)



  • Jesteś moim misiaczkiem?
  • Nie, misiaczka ma tylko Sam Sam - odpowiada Dusia
  • Dobrze moja gwiazdeczko.
  • Gwiazdka jest tylko na choince!


    ****************************************


  • Mamusiu, dlaczego masz tyle mleczka w cycuszkach?
  • Po to, żeby Tatianka mogła się najeść.
  • A ja mam małe cycusie, wiesz?
  • Wiem, kochanie. Masz małe cycuszki, bo jesteś małą dziewczynką. Jak urośniesz, to cycuszki też ci urosną i będziesz miała duże.
  • No co ty nie powiesz? - mówi moje zaskoczone dziecię.

    :)))

wtorek, 3 lipca 2012

Chcę do przedszkola!

W zeszłym tygodniu, gdy udało mi się wyjść z dziewczynkami na spacer, Nadusia przechodząc koło przedszkola zapytała mnie czy może podejść do szyby i zobaczyć. Zgodziłam się, bo czemu i nie. Mała spędziła w drzwiach kilka minut i poszłyśmy dalej, ale gdy wracałyśmy ponownie chciała tam pójść. Gdy stała w drzwiach miła pani opiekująca się grupą zaprosiła ją do środka. Nadusia na początku bardzo nieśmiało patrzyła na przedszkolankę, ale już wkrótce brylowała po sali. Ja z Tatianką stałam na zewnątrz i obserwowałam moją córcię, która wśród zabawek czuła się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Z dziećmi raczej w kontakt nie wchodziła, była w grupie, ale inicjatywy nie wykazywała. Po 40 minutach ledwo udało mi się ją zabrać z sali, nie obyło się bez płaczu i lamentu, że ona chce zostać w "przedszkolu z zirafą"... Do dziś codziennie mówi, że chce iść do dzieci, a jak przechodzimy obok przedszkola, to słyszę "to moje przedszkole, wiesz mamusiu?"

    Przedszkolanka bardzo zachwalała przedszkole. Mówiła, że przyjmują 2,5 - latki, nawet z pieluchami. Powiem szczerze, że nawet zastanawiałam się nad posłaniem Nadusi do przedszkola, ale stwierdziłam, że nie chcę, by poczuła się odrzucona - "pojawiła się siostrzyczka, to mnie się pozbywają". Poza tym nadal nosi pieluchę, a w większości przedszkoli (przynajmniej u nas) jej brak jest warunkiem przyjęcia dziecka do grupy. Do państwowego przedszkola nie mamy szans się dostać, bo ilość miejsc jest ograniczona, a na prywatne nas nie stać. To, w którym gościła Nadusia to koszt 800zł miesięcznie + koszt zajęć dodatkowych. Ale jest jeszcze opcja 5 - godzinna, gdzie koszt miesięczny to tylko 210zł. I powiem, że zaczęłam się zastanawiać. Skoro mała jest chętna, to może i byłoby fajnie, gdyby przez 5 godzin dziennie miała kontakt z dziećmi. Tylko jeszcze jedna sprawa mnie męczy. Spora część maluchów, gdy zaczyna przygodę z przedszkolem, zaczyna tez chorować. A jeśli Nadusia zacznie chorować, to i Tati nie uniknie infekcji. Muszę to jeszcze przemyśleć...
 
 
Blogger Templates