Laryngolog
nas nastraszyła. Mocno... Zasugerowała bardzo poważną chorobę. Mamy to
sprawdzić w dziecięcej poradni specjalistycznej. Szkoda tylko, że do
końca roku nie jesteśmy w stanie się tam dostać. Skończył się im
kontrakt z NFZ- em. A jeśli ma rację, to... Nie przejdzie mi to przez
gardło... Na razie medycyna nie potrafi sobie z tą chorobą poradzić, ale
szybka diagnoza i odpowiednie leczenie dają dobre rezultaty...
Nerwy
okropne... Jednak po kilku dniach rozpaczy, wylanym oceanie łez i
konsultacji z innym laryngologiem nie bardzo wierzę tej babie. Zarówno
nasza pediatra jak i wspomniany laryngolog (cóż że od dorosłych, w końcu
mamy to samo co dzieci, tylko ciut większe) zdziwili się bardzo jej
podejrzeniami...
Nie
zmienia to faktu, iż Tatianka jest mocno zaśluzowana i sama nie jest w
stanie się tego cholerstwa pozbyć;/ Masaże drenujące, oklepywanie,
inhalacje i leki rozrzedzające wydzielinę w układzie oddechowym jak na
razie dają poprawę. Mam nadzieję, że jakimś cudem dostaniemy się do tej
poradni jeszcze w tym roku...
Ta niepewność mnie wykańcza:(
Nadusia
jakoś próbuje się w tym wszystkim odnaleźć. Chyba wyczuwa nasze
zdenerwowanie. Udziela jej się nasz niepokój. Wieczorami daje nam
popalić. Częściej płacze, czasami z tak absurdalnych powodów, że aż mi
ręce opadają. Wiem jednak, że to tylko "przykrywka", że doświadcza
emocji, których do końca nie rozumie. Tulę ją zatem i czekam, aż płaczki
lecieć przestaną i powtarzam, że kocham najbardziej na świecie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz