Ads 468x60px

Blogroll

Blogroll

Blogger news

About

Blogger templates

wtorek, 2 października 2012

Blog się lekko kurzem pokrył...

Kilka kłopotów, kilka nieporozumień, czasem niepotrzebnych wymian zdań powodowało, że świat przybrał szare barwy. I mimo że dziewczynki były, są i będą moim światełkiem, moimi iskierkami w ciemności, jakoś nie miałam serca skrobać tu kolejnych wpisów;( A tyle się działo...

Nadunia
Moja cudna dziewczynka z dnia na dzień staje się coraz bardziej "dorosła". Bardzo świadomie zaczęła wypowiadać różne kwestie. Czasami nas zaskakuje trafnością poglądów i swoimi trafnymi spostrzeżeniami. Nie wiem, skąd bierze te swoje "teksty", ale jest niesamowita:) Niektóre z nich, to:
  • Absolutnie się na to nie zgadzam! - gdy jechaliśmy na zakupy i powiedziałam, że musimy odwiedzić jeszcze jedno miejsce.
  • Ależ oczywiście, że ci pomogę mamusiu! - podczas sprzątania mieszkania.
  • Nie mogę tu iść mamusiu, bo się przewrócę i zrobię sobie krzywdę!
  • Widzisz mamusiu, jak dziewczynka płacze? Chyba ktoś jej zrobił przykrość! - gdy zobaczyła dziewczynkę zanoszącą się płaczem. 
Trening czystości opanowała już całkowicie. Od ponad dwóch tygodni korzysta z nocniczka, a najczęściej woła "na kibelek mnie posadź mamusiu/ tatusiu, bo siusie idą! Zakładam jej jeszcze na noc pieluchę, ale w 99% przypadków rankiem okazuje się, że jest sucha:) A co za tym idzie - drastycznie w naszym domu spadło zużycie pieluch i mokrych chusteczek:) I dobrze!

Mój mały niejadek zaczął w końcu wykazywać zainteresowanie jedzeniem. Fakt, iż zapewne jest to związane z tym, że zaczęłam bardziej się starać i codziennie wyczarowuję z chleba, warzyw, serów i wędlin istne cuda, ale najważniejsze, że coś tam wpada do dusiowego brzuszka. Moje matczyne serducho ogromnie się raduje, gdy Nadunia siada mi na kolanach i pyta "co mi zrobisz na kolację/ śniadanko mamusiu?"

Obecnie wałczymy z katarem;/ Męczy ją od pond tygodnia i jakoś odpuścić nie chce;/ Dusia ciężko oddycha, kaszel ją męczy, nocami spać nie może. Teraz jest już lepiej, ale w zeszłym tygodniu obie ciężkie noce miałyśmy - ona, bo nie mogła oddychać i dusiła się, jak tylko przybierała pozycję horyzontalną, ja - bo do 4.00 - 5.00 nad ranem trzymałam ją na rękach w pozycji pionowej, by choć troszkę tlenu mogła złapać. Wówczas padała zmęczona i niespokojnie spała do rana. W przerwach karmiłam Tatiankę, która o 5.30 ostatecznie otwierała oczęta chętna i gotowa, by zaczynać kolejny dzień. Przez kilka dni chodziłam jak Zombie, czasem nie wiedziałam jak się nazywam, ale grunt, że już widać światełko w tunelu. Mam nadzieję, że do weekendu Nadusia wyzdrowieje, a Tatianka się do tego czasu od niej nie zarazi, bo w niedzielę mają odbyć się jej chrzciny...

Tatianka
Moja pogodna kruszynka z dnia na dzień staje się coraz bardziej mobilna. Ma zaledwie 4,5 miesiąca, a już posadzona na kolanach sztywno siedzi, stabilnie trzyma główkę. Od jakichś 2 tygodni przekręca się z plecków na brzuszek, leżąc na pleckach zatacza półokręgi. Także żegnaj wolności. Już nie ma opcji, by zostawić ją samą na łóżku, nawet nasze małżeńskie łoże (166 na 206cm) nie jest już dla niej bezpiecznym miejscem do odpoczywania. Coś czuję, że może szybko zacząć się przemieszczać;)

Poza tym Tatianka rośnie w ekspresowym tempie. Już nosi ubranka w rozmiarze 68 (rzadkość) i 74 (coraz częściej standard), a zatem musiałam powyciągać z szaf i szuflad ubranka, które Dusia nosiła mając ROK!!! Ludzie nie wierzą mi, jak im mówię, że kruszynka ma zaledwie 4,5 miesiąca. 

Jest mocno zainteresowana jedzeniem. Żywo reaguje na nasze posiłki, wyciąga łapki w stronę jedzenia i próbuje złapać coś dla siebie. Mam zamiar pokarmić ja wyłącznie piersią do czasu, gdy skończy 6 miesięcy, a później wdrożyć metodę BLW. Może tym sposobem unikniemy kłopotów z niejedzeniem. Choć Nadunia do czasu, aż ukończyła rok jadła wszystko, tylko później coś się jej pomieszało:(

Ech, mogłabym tak pisać i pisać, ale już zmęczona jestem. Dzisiejszy dzień mnie wykończył. Nerwy, stres, policja... Wczoraj kupiliśmy nowy samochód. D. przywiózł go ok. 21.30 i zaparkował na naszym osiedlowym parkingu, tuż pod blokiem. Rano zeszliśmy wszyscy na dół, by obejrzeć naszą nową furę i okazało się, że ktoś skasował nam lewy tył auta, poszedł błotnik, zderzak. Lampa strzaskana... Myślałam, że się popłaczę! Na szczęście w tym czasie na pobliskim pawilonie grupa robotników naprawiała dach. Panowie spisali numer rejestracyjny sprawcy, zanim ten zdążył uciec...

Ale o tym napisze już następnym razem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
 
Blogger Templates