A
zawsze powtarzałam sobie, że postaram się, by moje dzieci nie odczuwały
tego okropnego uczucia, jakim jest zazdrość o siostrę czy
niedowartościowanie. Być może szumnie brzmi, ale pamiętam, że jako
przedszkolak i jeszcze w szkole podstawowej często wydawało mi się, że
siostra ma fory u rodziców, że jest bardziej kochana, lubiana,
przytulana itp., że jej więcej wolno, "bo jest młodsza"...
Tatianka
z racji tego, iż bardziej mobilna się zrobiła i zaczęła się
przemieszczać po pomieszczeniach (jak na razie systemem obrotowo -
pełzającym ale zawsze) wymaga większej kontroli i mego zaangażowania. Do
tego (chyba już o tym pisałam) w czasie długiej, 5 - tygodniowej,
choroby nauczyła się zasypiania przy cycusiu (tak wiem, że to moja wina,
ale jak zasmarkane i kaszlące dziecię uspokajało się jedynie przy
piersi, to wierzcie mi - szczególnie w nocy - było to dla mnie
wybawienie), a jak wiadomo - dzieci raz usypiają w ciągu 5 minut, a
innym razem i pól godziny im nie starczy;/ Wówczas Dsieńka cichutko
siedziała - sama - w pokoju obok. Poza tymi moimi chwilami z Tati
starałam się poświęcać czas Naduni, wymyślałam różne zabawy,
przytulałam, wygłupiałam się. Nie powiem, lekko nie było, gdyż ostatnio
męża mam mniej w domu (praca, praca, praca...), więc musiałam się dwoić i
troić, by zaspokoić potrzeby obu córek. Dusia nigdy się nie skarżyła,
nigdy nie marudziła, ale ...
No
właśnie ale... Pewnego dnia przestała nam pić i jeść;/ Martwiłam się
okropnie, bo już miała fazy niejedzenia, ale zawsze piła chętnie. Teraz
nawet soczków ulubionych tknąć nie chciała. Do tego często miała smutne
oczka, płaczliwa zrobiła się strasznie, w histerie wpadała z byle
powodu. Czułam, że to wołanie o pomoc, ale nie wiedziałam, o jaką.
Trwało to już ponad tydzień i żadnej poprawy. Umówiłam małą do pediatry,
ale później zaczęłam się zastanawiać i tknęło mnie przy wieczornym
czytaniu bajek. Dusia za każdym razem, gdy na obrazkach pojawiały się w
parach małe i duże kwiatki/ grzybki/ listki czy zwierzątka, mówiła, że
to ja z Tatianką. Siebie wskazywała gdzieś z boku, ewentualnie mówiła,
że to ona i tatuś. W pewnym momencie usłyszałam:
"Nie
lubię być z Tatianką, bo mi przeszkadza. Dużo czasu ci zajmuje. Też
jestem dzidziusiem, to ze mną się baw"" W oczkach mojej małej
księżniczki zobaczyłam łezki...
Położyłam
się obok niej, mocno przytuliłam i zaczęłam tłumaczyć, jaka jest dla
mnie ważna, że kocham ją i Tatiankę tak samo mocno.
I
już byłam w domu. Serce mi się krajało. Moja mała córeczka swoim
zachowaniem rozpaczliwie próbowała zwrócić na siebie moją uwagę, a ja
tego nie zauważyłam. Wyszłam z założenia, że skoro poza oczywistymi
chwilami dla Tati (karmienie, usypianie), bawię się z obiema, że skoro
Nadusia pytana o to, czy wszystko w porządku odpowiadała zawsze TAK, że
skoro dla Tatianki była kochającą siostrzyczką, to wszystko jest ok, a
wcale tak nie było;/ Potrzebowała chwil tylko ze mną, a tego jej
zabrakło. Nawet wieczorami - bo D., by mnie odciążyć, przejął jej kąpiel
i usypianie (a dotąd był to nasz rytuał)...
Więc
wieczorami, mimo zmęczenia, znów najczęściej ja kąpię i usypiam Nadusię
(Tatuś ma ten zaszczyt czasami - za zgodą córki oczywiście). W ciągu
dnia staram się wygospodarować czas tylko dla niej (bez Tatianki).
Często ją przytulam i szepczę do uszka "kocham cię". Tatuś też częściej
przejmuje inicjatywę i wymyśla fajne zabawy i "wyjścia" na atrakcje.
Oczywiście tylko dla Nadusi - by poczuła, że nadal jest ważna, że jako
starsza siostra ma przywileje, na które Tatianka musi jeszcze poczekać.
Coraz
częściej nie tylko widzę uśmiech na dusiowej buźce, ale i słyszę
radosny śmiech. Wybuchy płaczu i złości zdarzają się już sporadycznie. Z
talerza częściej znika jedzenie, czasem usłyszę nawet "mamusiu głodna
jestem":) I pomału wszystko wraca do normy...
Tylko
w serduchu mam taki mały zadzior, że wcześniej na to nie wpadłam. Być
może zaoszczędziłbym córci łez, a sobie zmartwień...