Kilka
kłopotów, kilka nieporozumień, czasem niepotrzebnych wymian zdań
powodowało, że świat przybrał szare barwy. I mimo że dziewczynki były,
są i będą moim światełkiem, moimi iskierkami w ciemności, jakoś nie
miałam serca skrobać tu kolejnych wpisów;( A tyle się działo...
Nadunia
Moja
cudna dziewczynka z dnia na dzień staje się coraz bardziej "dorosła".
Bardzo świadomie zaczęła wypowiadać różne kwestie. Czasami nas zaskakuje
trafnością poglądów i swoimi trafnymi spostrzeżeniami. Nie wiem, skąd
bierze te swoje "teksty", ale jest niesamowita:) Niektóre z nich, to:
- Absolutnie się na to nie zgadzam! - gdy jechaliśmy na zakupy i powiedziałam, że musimy odwiedzić jeszcze jedno miejsce.
- Ależ oczywiście, że ci pomogę mamusiu! - podczas sprzątania mieszkania.
- Nie mogę tu iść mamusiu, bo się przewrócę i zrobię sobie krzywdę!
- Widzisz mamusiu, jak dziewczynka płacze? Chyba ktoś jej zrobił przykrość! - gdy zobaczyła dziewczynkę zanoszącą się płaczem.
Trening
czystości opanowała już całkowicie. Od ponad dwóch tygodni korzysta z
nocniczka, a najczęściej woła "na kibelek mnie posadź mamusiu/ tatusiu,
bo siusie idą! Zakładam jej jeszcze na noc pieluchę, ale w 99%
przypadków rankiem okazuje się, że jest sucha:) A co za tym idzie -
drastycznie w naszym domu spadło zużycie pieluch i mokrych chusteczek:) I
dobrze!
Mój
mały niejadek zaczął w końcu wykazywać zainteresowanie jedzeniem. Fakt,
iż zapewne jest to związane z tym, że zaczęłam bardziej się starać i
codziennie wyczarowuję z chleba, warzyw, serów i wędlin istne cuda, ale
najważniejsze, że coś tam wpada do dusiowego brzuszka. Moje matczyne
serducho ogromnie się raduje, gdy Nadunia siada mi na kolanach i pyta
"co mi zrobisz na kolację/ śniadanko mamusiu?"
Obecnie
wałczymy z katarem;/ Męczy ją od pond tygodnia i jakoś odpuścić nie
chce;/ Dusia ciężko oddycha, kaszel ją męczy, nocami spać nie może.
Teraz jest już lepiej, ale w zeszłym tygodniu obie ciężkie noce miałyśmy
- ona, bo nie mogła oddychać i dusiła się, jak tylko przybierała
pozycję horyzontalną, ja - bo do 4.00 - 5.00 nad ranem trzymałam ją na
rękach w pozycji pionowej, by choć troszkę tlenu mogła złapać. Wówczas
padała zmęczona i niespokojnie spała do rana. W przerwach karmiłam
Tatiankę, która o 5.30 ostatecznie otwierała oczęta chętna i gotowa, by
zaczynać kolejny dzień. Przez kilka dni chodziłam jak Zombie, czasem nie
wiedziałam jak się nazywam, ale grunt, że już widać światełko w tunelu.
Mam nadzieję, że do weekendu Nadusia wyzdrowieje, a Tatianka się do
tego czasu od niej nie zarazi, bo w niedzielę mają odbyć się jej
chrzciny...
Tatianka
Moja
pogodna kruszynka z dnia na dzień staje się coraz bardziej mobilna. Ma
zaledwie 4,5 miesiąca, a już posadzona na kolanach sztywno siedzi,
stabilnie trzyma główkę. Od jakichś 2 tygodni przekręca się z plecków na
brzuszek, leżąc na pleckach zatacza półokręgi. Także żegnaj wolności.
Już nie ma opcji, by zostawić ją samą na łóżku, nawet nasze małżeńskie
łoże (166 na 206cm) nie jest już dla niej bezpiecznym miejscem do
odpoczywania. Coś czuję, że może szybko zacząć się przemieszczać;)
Poza
tym Tatianka rośnie w ekspresowym tempie. Już nosi ubranka w rozmiarze
68 (rzadkość) i 74 (coraz częściej standard), a zatem musiałam
powyciągać z szaf i szuflad ubranka, które Dusia nosiła mając ROK!!!
Ludzie nie wierzą mi, jak im mówię, że kruszynka ma zaledwie 4,5
miesiąca.
Jest
mocno zainteresowana jedzeniem. Żywo reaguje na nasze posiłki, wyciąga
łapki w stronę jedzenia i próbuje złapać coś dla siebie. Mam zamiar
pokarmić ja wyłącznie piersią do czasu, gdy skończy 6 miesięcy, a
później wdrożyć metodę BLW. Może tym sposobem unikniemy kłopotów z
niejedzeniem. Choć Nadunia do czasu, aż ukończyła rok jadła wszystko,
tylko później coś się jej pomieszało:(
Ech,
mogłabym tak pisać i pisać, ale już zmęczona jestem. Dzisiejszy dzień
mnie wykończył. Nerwy, stres, policja... Wczoraj kupiliśmy nowy
samochód. D. przywiózł go ok. 21.30 i zaparkował na naszym osiedlowym
parkingu, tuż pod blokiem. Rano zeszliśmy wszyscy na dół, by obejrzeć
naszą nową furę i okazało się, że ktoś skasował nam lewy tył auta,
poszedł błotnik, zderzak. Lampa strzaskana... Myślałam, że się popłaczę!
Na szczęście w tym czasie na pobliskim pawilonie grupa robotników
naprawiała dach. Panowie spisali numer rejestracyjny sprawcy, zanim ten
zdążył uciec...
Ale o tym napisze już następnym razem...