... nawet nie wiem, kiedy. Pogoda
nas nie rozpieszcza, wiatr, deszcz, ogólnie nieprzyjemnie;/ W chwilach, gdy
aura jest dla nas łaskawa, nadal sama boję się wychodzić z dziewczynkami, gdyż
Nadunia nagminnie ucieka, nie patrzy gdzie, czy na coś/ pod coś wpadnie.
Ewidentnie wyczuwa, że matka do wózka dziecięcego jest przywiązana, nie reaguje
na prośby, wołania, szantaż (jak zaraz tu nie wrócisz, to wracamy do domu i już
nie wyjdziemy). To ostatnie już sprawdziłam - po ucieczce niosłam
rozwrzeszczane dziecię na jednej ręce przez pół osiedla, drugą prowadząc wózek
z Tatianką. A że ostatnio jakoś ruch
wzmógł się na naszym osiedlu, samochodów bez liku porusza się po ulicach i
raczej mało który kierowca stosuje się do obowiązującej "40", to tym
bardziej wizja pędzącego auta w stronę mej uciekinierki mocno mnie przeraża.
Spacery zatem tak, ale tylko w asyście taty lub dziadków. Sama na razie nie mam
odwagi...
Tatianka rośnie. Jutro 6 tygodni kończy. Z
dnia na dzień coraz bardziej kontaktowa się robi. Już się uśmiecha, szczególnie
do Naduni, gdy ta bombarduje ją swoimi czułościami. Zaczęła z ciekawością się
rozglądać. Niezmiernie fascynują ją zasłony w naszej sypialni - brązowe w duże
haftowane czekoladowe i waniliowe spiralne okręgi. Może na nie patrzeć i
patrzeć, a przy tym "gada i gada", po swojemu oczywiście, śmieje się
i cała rusza - rączki i nóżki "chodzą" na wszystkie strony, aż trudno
za nimi nadążyć. Nasza mała dziewczynka jest dla rodziców, łaskawa. Jako
noworodek budziła się dwa razy na nocne jedzenie, teraz - od prawie dwóch
tygodni, nakarmiona około 21.00 przesypia ciągiem 7 - 8 godzin, budząc się około
5.00 nad ranem na śniadanko. I tylko ja czasami marzę, by obudziła się
wcześniej i mi ulżyła, gdyż piersi przepełnione mlekiem to żadna przyjemność.
Ale coś za coś, no nie?
Nadusia siostrę nadal ubóstwia. Gdy tylko
mała wstanie, bombarduje ją buziakami i przytulankami. Pozwalam na to, gdyż
Tati widać też ma z tego frajdę. Interweniuję tylko wówczas, gdy widzę, że mała
zaczyna mieć dość lub Dusia za bardzo natarczywa się robi. Czas, gdy Tatianka
śpi, nadal należy do niej. Ostatnio Nadusia wykorzystuje go na przytulanki ze
mną, a rzadziej na zabawę. Siada mi na kolanach, przytula się i
rozmawiamy. Weszła w fazę pytań
"dlaczego? po co? a czemu?" Wierzcie mi, że czasami muszę się nieźle
nagłowić, gdyż byle jaka odpowiedź nie zadowala mej mądralińskiej. I czasami
zaskakuje mnie swoją spostrzegawczością i pamięcią, tak jak ostatnio. Zapytała
mnie "Mamusiu, jak była ta inna babcia, to dlaczego się tak zdenelwowałaś,
że coś pszyniosła? Co ona pszyniosła?" Sytuacja miała miejsce - uwaga - prawie dwa tygodnie temu. Do moich
rodziców przyjechała w odwiedziny moja babcia i codziennie była też u nas
gościem. W pierwszy dzień przyniosła całą siatkę słodyczy (taką szmacianą eko -
torbę, jaką można kupić w Piotrze i Pawle czy Chacie Polskiej), kolejnego
następne prezenty. Wówczas poprosiłam ją, by nic więcej nie przynosiła, bo
nasza córka ma już mnóstwo rzeczy/ zabawek itp., a słodycze jej ograniczamy do
minimum, bo nic innego jeść nie chce. Za dotychczasowe prezenty oczywiście
bardzo dziękujemy, ale więcej nie chcemy. Wytłumaczyłam jej dlaczego (tak jak
tłumaczyłam rodzicom i teściom), przyznała mi rację i obiecała, że już nic nie
przyniesie. Następnego dnia otwarłam jej drzwi, a ona stała z kolejnym
podarunkiem. Kazałam jej go zabrać z powrotem i nie pokazywać Nadusi, tym
bardziej, że to były kolejne słodycze, których cała siatka z pierwszego dnia
stała praktycznie jeszcze nieruszona. Gdy to mówiłam mojej babci, Naduśka
bawiła się w swoim pokoju, nie było jej przy nas. Faktycznie się zdenerwowałam,
powiedziałam babci, że mam dość tego, że ani rodzice, ani teściowie, ani ona
nie słuchają próśb moich i D. Na szczęście nie używałam żadnych niecenzuralnych
słów. Wniosek nasuwa się jeden - moje dziecię ma radary zamiast uszu i musimy
się pilnować, co mówimy, gdy jest w pobliżu, bo słyszy dosłownie wszystko;/