Święta
minęły nam na lenistwie (czyt. nicnierobieniu), obżarstwie i wizytach u
rodziny. Jak dobrze, że prawie wszyscy mieszkamy na jednym osiedlu,
więc te podróże nie były dalekie, a przejście spacerkiem z jednego
gościnnego domu do drugiego tylko usprawniało pracę obciążonych
smakołykami jelit;) Lodówka pęka w szwach, balkon obłożony garnkami i
miskami z jedzeniem, choć nie mam pojęcia, skąd to wszystko się wzięło.
Wszak ja tylko babę drożdżową i mazurka upiekłam, a na drugi dzień świąt
polędwiczki wieprzowe szykowałam. No tak, zapomniałam, że obie mamuśki
uraczą nas przez siebie przygotowanymi daniami. Tym sposobem wyżywienie
na najbliższe tygodnie mamy zapewnione;) Tylko czy moje spodnie, nawet
te ciążowe z pasem na brzuszku, wytrzymają ten maraton?
Zajączek
w tym roku był łaskawy, obdarował nas upominkami, a w szczególności
cieszyły się dzieciaki - nasza Nadusia i dzieci szwagra. Zabawek
niewiele i małogabarytowe (za co darczyńcom serdecznie dziękujemy!), za
to słodyczy ogrom, co z kolei utrudnia mi utrzymywanie nadusiowej
diety;/ Niestety nadal problem z kupkami jest. Jutro po raz kolejny
idziemy do lekarza. Mała od Wielkiego Piątku jest na lekach, lecz
poprawa niewielka, więc czas na kolejną konsultację, być może zmianę
leków, być może jakieś dodatkowe badania...
Wczoraj
zaliczyliśmy kolejną wizytę u ginekologa. Nasza drugorodna rośnie w
szybkim tempie i zwolnić nie zamierza. Z wyliczeń lekarza wynika, że
przekroczyła wagę piórkową i już ponad 3 kg waży, a co za tym idzie,
jeśli wytrwamy do końca - czyli jeszcze 5 tygodni - albo i przenosimy
ciążę, co wielce prawdopodobne, bo szyjka macicy długa nadal na ponad 4
cm i w ogóle nie rozwarta - mała lekko powyżej 4 kg będzie miała, jak
nic. Dusia miała 3700 i lekko nie było, a teraz? Jakieś rady mam
mających tak duże dzieciątka, jak wypchnąć z siebie takiego "małego
klocusia"?
Z
imieniem dla drugiej córci nadal kłopot ogromny. Nijak dogadać się z
mężem nie możemy. Każdy ma swoich faworytów. Moim niezmiennie jest
Lenka, ale mężowi się nie podoba i się na Lenusię nie zgadza:/ U niego
za to Klaudia i Tatiana prym wiodą. I chyba przyjdzie mi na któreś z
tych imion przystać, bo D. argumentuje, że dla pierwszej córy ja imię
wybierałam, więc teraz on chce mieć pierwszeństwo. Równouprawnienie,
kurczę blade. Niech mu będzie. Tylko jak zdrabniać, "spieszczać" oba
imiona? Na pierworodną wołam Dusia, Dunia i jakoś dziwnie mi brzmią
Klaudusia, Klaudunia. A Tatiana? Tatianka, Tatia, Tania? Macie jakieś
pomysły, to podpowiedzcie proszę, bo czasu już nam niewiele zostało, a
ja zdecydować się nie potrafię;/