Za oknem szaro, buro i ponuro. Mżawka od rana nieustannie pada, raz po raz zmieniając się w lekki deszcz. Tak smutno, melancholijnie. Nadusia się rozchorowała po wczorajszej haloweenowej imprezie u szwagierki. Chyba za dużo zjadła różności i jej mały brzuszek nie wytrzymał nadmiaru wrażeń;( Całą noc wymiotowała, a teraz ją odsypia. Daniel wziął Tati i pojechali na objazd cmentarzy, by zapalić znicze i złożyć choćby skromne kwiaty na grobach bliskich, których już nie ma wśród nas. Ja czuwam nad Nadusią.
Dla Was kochani Bliscy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz