Wirus mnie jakiś dopadł i jakoś odpuścić nie ma ochoty;( Głowa mi pęka, kości bolą, gardło drapie. Ewidentnie choróbsko chce minie jakieś pokonać, ale ja się nie daję :) Na szczęście dziewczynki i Daniel dzielnie stawiają czoła mikrobom;) Nadusia jedynie lekko katarzy, ale to z racji tego, iż brzoza już zaczęła pylić na naszym terenie, a że mała jest na nią uczulona, to i na objawy owej alergii nie trzeba było długo czekać. Nic to. Fixonase do noska i Jovesto i będzie dobrze;)
Przez ostatnie kilka dni, wieczorami, z szydełkiem romansowałam i na życzenie Nadusi króliczkę wydziergałam (a raczej królicę - 40cm nadusiowego szczęścia). Haft dał mi popalić, bo nigdy wcześniej tego nie robiłam. No, ale jak to na blondynkę przystało, zamiast w necie poszukać prostych zasad haftowania, metodą prób i błędów kombinowałam. No i wykombinowałam. Nie jest idealnie, ale najważniejsze, że Naduni się podoba. Nie rozstaje się ze swoją nową maskotką w dzieień i w nocy. Uśmiech od ucha do ucha, "dziękuję mamusiu za moją Zarinkę (tak ją nazwała)" i uścisk małych rączek na mej szyi i... wszystko mogę dla niej zrobić:)
Teraz Tatisia nie może doczekać się swojej maskotki. Wymyśliła liska. Tyle, ze w wersji mini. I tu powstaje porblem. Bo o ile do wersji big mam opis w języku angielskim, to jakoś do wersji mini nie dotarłam. Będę musiała pokombinować z proporcjonalnym zmniejszeniem wymiarów. Ale czego się nie zrobi dla swojego dziecka :)
Zatem przedstawiam króliczkę Zarinkę :)
Wow ale cudeńko!!!
OdpowiedzUsuńdziękuję;)
UsuńCudna!
OdpowiedzUsuństarałam się jak mogłam Aniu :)
Usuń