Daje do myślenia...
Staram się z całych sił, by moje dzieci, kiedyś, gdy mnie zabraknie, powiedziały
„Wiele zawdzięczam swojej matce. Bardzo za nią tęsknię“.
źródło
Współcześni rodzice dają wszystko... prócz CZASU
Mojemu koledze zmarła mama. Tydzień później spotykam go na wódce z
kolegami. Myślę „Zapija smutek“. Dosiadam się do stolika i mówię mu na
ucho „Przykro mi“. Patrzy na mnie zdumiony i odszeptuje „A ja mam to w
dupie, Goś“. W dupie? „W dupie. Niczego mi nie dała. Nigdy jej nie było.
Nie czuję nic“.
Jego NIC to nieprawda. Wiem to. NIC to żal. Nie za matką, ale za jej
brakiem. Wtedy, gdy mieliśmy 12 lat i moja mama odbierała mnie ze
szkoły, a jego nie. Gdy pojechaliśmy na wakacje na kolonie, a moja mama
przyjechała na weekend mnie odwiedzić. Jego nie. Gdy były przedstawienia
w przedszkolu, początki i końce roku, zebrania, studniówka - a jego
matki nie było.
Kolega ma prawie 40 lat. Ale takich „kolegów“ przybywa więcej. Mają lat
cztery, siedem i piętnaście. Dziewczynki i chłopcy. Brak im ojców i
matek. Po równo. Bo nikt nie ma dla nich CZASU.
Mój znajomy, który ułożył sobie życie w drugiej rodzinie, wyznał mi
ostatnio „Odpuszczam“. Znam sytuację. Trudna, fakt. Ale żeby odpuścić?
„Szczerze? Mam małe dziecko, kochającą żonę, muszę na to wszystko
zarobić“. I dodał „Na takie starania brakuje mi CZASU“. Ups. Pomyślałam
„Tobie brakuje teraz czasu, im zabraknie potem. Jakby czytał w moich
myślach, mówi za chwilę „One same do mnie przyjdą. Jak zatęsknią“. Nie
zatęsknią i nie przyjdą. Ale teraz Ci tego nie wytłumaczę. Nie masz
CZASU - myślę.
Ale to nie tylko rozwodnicy. Jedna z moich koleżanek na babskim
wieczorze. My kończymy po północy, bo, wiadomo, idzie niedziela, trzeba
szybko ogarnąć kaca, lekcje, ktoś tam msza święta, jakiś obiad i wieczór
z dziećmi. Ona nie. „Zwariowałyście? Dzwonię do Heli. Jedziemy na
miasto“. Tłumaczy „Darek jest z dziećmi. Ojciec jest, czy nie? Zawsze w
weekend się tak dzielimy“. Zawsze? To kiedy spędzasz weekendy z
dziećmi?- zastanawiam się.
Kolega dziennikarz zwrócił mi ostatnio uwagę, że w MamaDu wciąż
narzekamy. Na końcu dodał „I na te dzieci też narzekacie. Jakby Wam się
nie chciało być matkami“. A więc czytam jeszcze raz i analizuję. Może
coś w tym jest?
Uważam, że my współcześni rodzice mamy na bakier z CZASEM. Wymieniliśmy
go na kredyt, a więc fajne mieszkanie z tarasem, na auto rodzinne z
czujnikami parkowania, na własne biurko w robocie (przywilej nie bycia w
open space), na duży ekran kompa, gdzie wyświetla nam się non stop
Facebook (nasze alter życie). Coraz częściej mamy kochanków (tego
cholernego czasu nie starcza też dla relacji), rezygnujemy z psa,
chomika i rybek (to dodatkowe godziny w tygodniu, które trzeba
poświęcić), mamy za to dla dzieci prywatną szkołę, 2 razy angielski, 2
razy francuski, jakiś sport i czasami warsztaty kreatywne.
Mamy WSZYSTKO, a nie mamy CZASU. Dzieci coraz częściej przesuwają nam
się w hierarchii, myślimy: „Wybaczy kolejny raz“, „Przecież nie
zniknie“. Otóż nie. Bardzo się mylimy. Kiedy ktoś mnie pyta o
współczesnego rodzica, odpowiadam „Jest lepszy, mądrzejszy, bardziej
świadomy, okazuje czułość, rozmawia, pyta, jest ciekawy, rozwija się.
Ale.... nie ma CZASU“. Cóż więc to dziecko ma z jego mądrości?
Piętnaście minut wieczorem, gdy rodzic pochyli się nad nim i zapyta „co w
szkole, przedszkolu“, ale już nie zdąży zapytać „a co POZA TYM“. A to,
co poza tym bywa najważniejsze. Tam siedzi konflikt z przyjaciółką, lęk
przed nauczycielem, frustracja z poczucia bycia gorszym, samotność.
Uważam, że wiele dzieci dziś jest samotnych, bo rodzice nie mają dla
nich CZASU.
Wiem, wiem. Stąpam po cienkim gruncie. Dotykam guzika „WINA“, a on nam
wszystkim pali się na pomarańczowo lub czerwono. Mi czasami też. Ale ja
wierzę w zmiany. Ba, obserwuje zmiany w rodzicach. Niestety z punktu
widzenia psychologa one dokonują się wtedy, gdy stanie się COŚ. Dziecko
wysyła sygnał „mam dość“ w postaci objawu. Moczy się w nocy. Bije w
szkole. Przestaje jeść. Boli je non stop brzuch. Bo dzieci najczęściej
nie interpretują tego, co się z nimi dzieje. Myślą, że takie jest życie,
w którym rodzice są zajęci bardziej sobą niż nimi. Ale samotność wyżera
je od środka. I gdy ta dziura jest już za duża, dzieje się COŚ. Lista
repertuaru „COŚ“ jest długa.
Wielu z nas jest genialnymi racjonalistami winy. Mówimy: „Ważniejsza
jest jakość niż ilość czasu spędzanego z dzieckiem“. Z założenia się
zgadzam, ale każdy kto umie piec ciasto wie, że im mniej składników
damy, tym mniejszy plecak upieczemy. Mały placek w przypadku dzieci to
słaba więź.
Co jeszcze mówimy? Na przykład „Szczęśliwy rodzic, szczęśliwe dziecko“. W
domyśle: szczęśliwy czyli ten, który ma czas dla siebie. Im więcej tego
czasu, tym bardziej jesteśmy szczęśliwi? Hmmm. Lubię spotykać się z
moimi przyjaciółmi, ale lubię też być z dziećmi. Powiem Wam szczerze,
dopiero niedawno odkryłam, że NIKT nie rozśmiesza mnie bardziej niż mój
syn. Myślę, że trzeba sobie gdzieś ustawić granicę swojej szczęśliwości-
tak, by nie wykluczała ona weekendów z dziećmi.
Bardzo często używamy takiej racjonalizacji, że „dzieci sobie pójdą za
chwilę, a ja zostanę z niczym“. To prawda, że pójdą, ale przecież nie
znikną na zawsze. Mamy co najmniej 18 lat, by zbudować sobie
alternatywy. Jak ono ma 4 lata, to nie musimy nerwowo rozglądać się za
dodatkowymi zajęciami. Poza tym jestem przekonana, że jak teraz
zapracujemy na to- gdy dziecko przestanie być naszym małym podopiecznym,
stanie się naszym przyjacielem. Naprawdę znam rodziców, którzy
wyskakują z dorosłym dzieckiem do kina, na zakupy, na piwo. Fakt, nie
jest ich tak wielu.
Racjonalizacji znajdziecie więcej. Są w Waszych głowach. Takie małe
oszustwa, które stosujemy na co dzień. Ja też to robię. Piszę o tym, bo
niedawno odkryłam, że nie zostało tak wiele czasu, jak mi się wydawało
12 lat temu, gdy mój syn się urodził. Czas zasuwa jak mój chomik na
kołowrotku i nie mam takiej mocy, by go zatrzymać. Ten CZAS można
precyzyjnie obliczyć w Wigiliach, które na bank spędzimy razem, bo one
jeszcze nie będą miały swoich rodzin. Ile ich zostało? 12? 15? Dużo. I
mało.
Oskar Wilde napisał kiedyś „Dzieci zaczynają od tego, że kochają swoich
rodziców. Po pewnym czasie sądzą ich. Rzadko wybaczają.“. Z ostatnim
zdaniem się nie zgadzam. Uważam, że dzieci nam wiele wybaczają: błędy,
słowa, słabości. Nie wybaczają jednak BRAKU. Bo nie ma czego wybaczać.
Jak czegoś nie ma, to NIE MA.
Więc kiedy spotkałam tego kolegę, pomyślałam „Chcę, aby moje dzieci po
mnie płakały“. Żeby piły z kolegami wódkę, ale z powodu smutku. Jestem
egoistką w sprawie swojej śmierci. Bardzo chcę, aby ich życie było
szczęśliwe beze mnie, ale nie chcę, by odczuwały pustkę, gdy o mnie
pomyślą. By powiedziały kiedyś „Wiele zawdzięczam swojej matce. Bardzo
za nią tęsknię“.
Spotkania.
3 tygodnie temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz