Spędziliśmy go na Izbie Przyjęć Dziecięcego Szpitala;/
Teściowa była z dziewczynkami na spacerze. Chwila nieuwagi, a raczej skierowanie uwagi na rozbrykaną Nadunię poskutkowało upadkiem Tatianki ze zjeżdżalni na główkę. I pewnie nie byłoby w tym nic strasznego, w końcu każdego dnia maluchy przewracają się, nabijają sobie guzy, ranią kolana... gdyby nie fakt, iż Tatiśka długo nie mogła się uspokoić, płakała głośno, zdecydowanie sygnalizowała, że ją "coś" boli, po czym nagle zaczęła lać się przez ręce. Nie mogła utrzymać się na nóżkach. W pewnym momencie płacz się urwał, córcia zamknęła oczka i nie mogłam jej ocucić.
Całe zdarzenie miało miejsce niedaleko przychodni, więc pobiegłam tam szybko, by lekarz obejrzał malutką. Od razu dostaliśmy skierowanie do szpitala...
Na Izbie Przyjęć spędziliśmy kolka godzin. Już wówczas wiedziałam, że z małą nie jest tak źle. gdy się wybudziła odzyskała rezon i po którymś z kolei badaniu zniecierpliwiona stanowczym głosem oznajmiła "Idziemy stąd. ja chcę iść na plac babaw (zabaw)".
Pani doktor po przeanalizowaniu prześwietleń główki, puściła nas do domu. Na kilku siniakach i zadrapaniach oraz wielkim strachu się skończyło.
Na szczęście.